Na podstawie piosenki "Ame no waltz" od DADAROMA.
~~~
BOHATEROWIE:
Yoshiatsu ( DADAROMA ):
Karma ( AvelCain ):
POBOCZNIE:
Tomo ( DADAROMA ):
~~~
Posiłki z rodzicami zdecydowanie nie należą do najprzyjemniejszych czynności. W milczeniu spożywamy shouyu ramen. Smętnie spoglądam w miskę z zupą. Nie mam dziś apetytu. Nagle ojciec odchrząkuje. Spoglądam na rodziców spode łba. Zauważam, że patrzą się na siebie nawzajem, więc prostuję się i kładę dłonie po obu stronach naczynia.
- O co chodzi?
Zerkam na nich na przemian, oczekując, że któreś udzieli mi odpowiedzi. W końcu słyszę tubalny głos głowy mojej niedorobionej rodzinki:
- Niedługo odbywa się konkurs taneczny. Pomyśleliśmy...
Nie daję mu dokończyć. Gwałtownie odsuwam się na krześle od stołu i, z wyprostowanymi rękoma opartymi o blat, mówię, że nie mam zamiaru dłużej robić tego, co oni chcą, że taniec to moja pasja, a nie sposób na spłacenie ich długów. Oczywiście oboje protestują, ale ignoruję ich nawoływania. Szybko wbiegam po schodach na piętro i podążam do swojej sypialni.
Otwieram drzwi. Jeden krok i już jestem w swoim sacrum.
Kiedy na zewnątrz zaczyna się ściemniać, wychodzę z pokoju na palcach i ostrożnie wymykam się z domu. Nie mam na sobie kurtki ani butów, nawet skarpetek. Podążam przed siebie z początku wolno, a z czasem coraz szybciej. W pewnym momencie zaczyna padać, a im dalej idę, tym bardziej zjawisko się nasila.
Po pewnym czasie docieram do dużego parku, do którego dawniej często przychodziłem. Zatrzymuję się na jego skraju, po czym zadzieram głowę do góry i spoglądam w niebo. Na moją twarz boleśnie spadają duże krople deszczu. W końcu opuszczam głowę.
Odcinam się od rzeczywistości i zaczynam tańczyć - wkraczam w swój piękny, idealny świat. Wykonuję niezbyt skomplikowane figury baletowe, dzięki czemu czuję się lekko. Przyznaję - siedemnastolatek tańczący balet w parku leżącym niemal w centrum miasta to bardzo dziwny widok.
Nie mam pojęcia, jak długo tańczę, ale kiedy już kończę, postanawiam, że będę przychodził tutaj każdego dnia.
Tydzień temu, kiedy wróciłem wieczorem od Tomo, obserwowałem przez okno park naprzeciw wieżowca, w którym mieszkam. W pewnym momencie moją uwagę przykuł ubrany w rozchełstaną białą koszulę i za duże czarne spodnie długowłosy chłopak z dużymi okularami na nosie. Na boso tańczył w ulewie bez parasolki. Poruszał się z gracją rusałki. Z pewnością jego tańcem był balet.
Od tamtej pory codziennie o tej samej porze siadam na parapecie, aby nacieszyć oko delikatną urodą wyraźnie wrażliwego na świat młodzieńca. Dziś również to robię, ponieważ jestem pewien, że przyjdzie.
O, właśnie przyszedł. Muszę przyznać, że szkoda mi go, bo przez ostatnie siedem dni cały czas pada i nie zapowiada się na to, aby miało przestać. Nie mogę dłużej patrzeć na to, jak marznie. Podnoszę się ze swojego dotychczasowego miejsca i idę na korytarz. Zakładam kurtkę i buty, biorę w dłoń parasolkę i wychodzę.
Z rozłożoną parasolką nad głową przechodzę przez ulicę w miejscu, gdzie nie ma pasów. Podchodzę do chłopaka. Mimo mojej delikatności i ostrożności, wzdryga się ze strachu, kiedy kładę mu rękę na barku. Przezroczystym parasolem osłaniam go przed deszczem.
- Co powiesz na ciepłą herbatę? - pytam, uśmiechając się, a on jedynie nieśmiało odwzajemnia gest i kiwa głową na potwierdzenie.
Nie mam pojęcia, kim on jest ani ile i co o mnie wie. Mimo to, zgadzam się pójść z nim do jego mieszkania, bo jestem przemoknięty i zmarznięty.
Mieszkanie mężczyzny jest bardzo ładne, przytulne. Znajduje się tu dość sporo mebli jak na tak niewielką powierzchnię. Może podoba mi się tu, dlatego że dom, w którym mieszkam jest całkowitym przeciwieństwem?
- Jaką chcesz? - pyta mnie nieznajomy. Zafascynowany widokiem tak się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem, iż wszedł do kuchni, a nawet naszykował już kubki i wstawił wodę w elektrycznym czajniku.
Speszony zwieszam głowę.
- Niech mnie pan zaskoczy.
Spod grzywki kątem oka zauważam, że się uśmiecha.
- Rozgość się.
Czuję, że na moich policzkach wykwitają rumieńce. Z nadal spuszczoną głową zmierzam w kierunku białej kanapy. Siadam na niej i przeciągam ręką po materiale, z której jest wykonana. Mam nadzieję, że to nie jest prawdziwa skóra...
Opieram łokcie o uda i nerwowo bawię się palcami. Trochę się boję. Po chwili na drewnianej ławie pojawia się przede mną duże krwistoczerwone naczynie, z którego wydobywa się para. Widok ten tak bardzo mnie raduje, iż jestem niemal pewien tego, że moje oczy rozbłysły. Wpatrując się przed siebie z otwartą buzią, jak zahipnotyzowany wyciągam ręce do przodu. Przytomnieję, kiedy obrywam od mężczyzny po łapach. Masując piekące miejsca i marszcząc brwi, posyłam mu pełne żalu spojrzenie.
- Ałłłć. Za co to?
- Za gorące jeszcze. Poczekaj, aż trochę przestygnie - odpowiada, siadając w typowo męski sposób.
Wzdycham ciężko.
- Tak właściwie... to jak się nazywasz? - pytam nieśmiało, ponownie bawiąc się palcami.
- Yoshiatsu Mitsubishi. A Ty?
- Katsumi Honda.
Chłopak wydaje się błądzić myślami gdzieś daleko, a poza tym wygląda na smutnego. Ciekaw jestem, co doprowadziło go do takiego stanu. Uśmiechając się, mówię mu, że miło mi go w końcu poznać.
- W końcu? - pyta, a jego głos jest doprawdy czarujący, brzmi jakby szeptał.
Twierdząco kiwam głową.
- Och - wyrywa mu się. Uważnie się w niego wpatruję. Ciekawe, jak brzmi, kiedy krzyczy... Po dłużej chwili zastanowienia dodaje: - Widziałeś, jak tańczę, prawda?
Ponownie kiwam głową na potwierdzenie.
- Masz piękne ruchy.
Na policzkach młodzieńca wykwitają soczyste rumieńce. Milczy.
- Na prawdę. Jesteś bardzo utalentowany. Poruszasz się zgrabnie jak motyl.
Jego rumieńce stają się jeszcze wyraźniejsze.
- Wcale nie.
Wybucham śmiechem, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
- Jakiś Ty skromny.
- Wolę być skromny niż narcystyczny.
Pytająco unoszę brew.
- Czy coś mi sugerujesz?
- Skądże! - A więc tak krzyczy... Uśmiechem się pod nosem. - Po prostu bije od Ciebie tak niesamowite pewność siebie. Zazdroszczę Ci tego.
- Mhmm...
Na moment zapada między nami cisza przerywana przez burczenie lodówki. Przerywam ją, pytając:
- Tak właściwie to ile masz lat?
Siadam normalnie, po czym podnoszę kubek do ust i nabieram w nie herbaty.
- Siedemnaście.
Napar z mojej buzi rozpryskuje się przede mną na stole i ścianie. Dławię się. Kiedy w końcu udaje mi się opanować, posyłam Katsumiemu spojrzenie wytrzeszczonych z niedowierzania oczu.
- Na prawdę - mówi, patrząc się na mnie. - Nie skłamałbym.
- O rany...
Ponownie zapada niezręczne milczenie.
~~~
18:34 - zmiana nazwy konta. Już nie jestem Akai. Nienawidzę czerwonego, nie wiem, co sobie myślałam, ustawiając nazwę... Miałam już dość tej hipokryzji, więc od dziś jestem Shiroi.