wtorek, 6 grudnia 2016

| 049 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuuki ( Initial L ) - Głupi chłopiec cz. VI

  Bez zastanowienia podchodzę bliżej niej i klękam na jedno kolano. Nieco się waham, ale mimo to kładę dłoń na jej barku.
- Wszystko w porządku?..
  Dziewczyna spogląda na mnie załzawionymi oczami. Chcąc ją choć trochę pocieszyć, delikatnie unoszę kąciki ust. Przyglądam się jej przez dłuższą chwilę, po czym zsuwam plecak z jednego ramienia. Wyciągam z mniejszej kieszonki paczkę chusteczek higienicznych, wyciągam jedną i delikatnie wycieram nią oczy oraz policzki skulonej dziewczyny. Patrzy się na mnie pytająco, jakby nie rozumiejąc moich intencji, których w zasadzie jest brak; chcę tylko, aby nic nie martwiło jej serduszka. 
- Co się stało?.. - pytając, przyglądam jej się z troską w oczach.
  Słyszę wyraźnie, jak z trudem przełyka ślinę. Po chwili szybko kręci głową i uśmiecha się blado.
- Po prostu jestem smutna.
  Pośpiesznie analizuję wszystkie możliwe rozwiązania, próbuję sobie przypomnieć, co na temat pocieszania kobiet mówiła mi babcia. W głowie wyraźnie szumi mi "Jeśli wszystko zawiedzie, pójdź z nią do łóżka".
- Co powiesz na lody?

  Pomimo że nam obojgu pozostały jeszcze trzy godziny lekcji, ruszamy na poszukiwania godziwej lodziarni. Dość szybko znajdujemy odpowiednią. Wnętrze jest przytulne, urządzone w różnych odcieniach różu. Towarzysząca mi dziewczyna rozgląda się po pomieszczeniu. Dostrzegam delikatny uśmiech błądzący na jej wargach.

  Następnie przychodzi kolej na kino. Mimo wczesnej pory wybieramy jakiś horror. Dziewczyna tuli się do mnie niemal od początku seansu.

  Po filmie postanawiamy się przejść. Na dworze zaczyna robić się zimno. Spoglądam na drobną istotkę podążającą obok mnie. Przyglądam jej się przez jakiś czas. Zauważam, że usilnie usiłuje naciągnąć rękawy kurtki na swoje wciąż nieco dziecięce dłonie, więc obejmuję ją w talii i przyciskam do swojego boku. Kątem oka dostrzegam soczyste rumieńce na jej policzkach. Chwilę później do moich uszu dociera nieśmiałe, zadane cicho pytanie:
- Katsumi... Pójdziemy do mnie?..

  Na przemian stękam, jęczę cicho i wzdycham, wyginając się i wijąc w rozkoszy na wygodnym łóżku. Z trudem wytrzymuję dotyk miękkich, gorących ust oraz zwinne ruchy ciepłego, wilgotnego języka na moim penisie. Coraz mocniej zaciskam palce na kołdrze.
- Yu-Yuukiii.
  Moje nasienie wytryska wprost na jej kuszącą dolną wargę.

  Zwinięty w kłębek wysłuchuję lecących w moją stronę obelg. Nagość tylko wzmaga we mnie uczucie wstydu i potęguje upokorzenie. Z jego ust pada jeszcze kilka nieprzyjemnych słów jednak upływa zaledwie moment, a zostaję sam ze sobą. Słone krople smętnie wypływają z moich oczu i spadają na białą poduszkę, brudząc ją czernią i utraconymi marzeniami.

środa, 30 listopada 2016

| 048 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuuki ( Initial L, ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec cz. V

4 marca 2016 roku, piątek

  Zauważyłem ostatnio, że Katsumi wygląda... coraz marniej; schudł, jego skóra jest blada i ma niemal ziemisty odcień, wory pod pięknymi oczami chłopaka pogłębiają się z każdym dniem i nabierają coraz intensywniejszych barw, a same oczy są przekrwione, wzrok jakby nieobecny. Powoli chyba zaczynam się o niego martwić. Czy w jego życiu stało się coś złego?

  Na długo wyczekiwanej dwudziestominutowej przerwie wychodzę na zewnątrz. Od razu kieruję się w stronę pobliskiego parku. Muszę odpocząć od ludzi i pomyśleć, przemyśleć własne życie, zachowanie. Wiem, że wiele rzeczy robię źle, ale nie jestem pewien, jakie to rzeczy. Nie jestem też pewien, co robię dobrze. Odnoszę wrażenie, że jestem beznadziejną nudną szarą masą, bezsensownym stosikiem resztek godności. Czy ja w ogóle mogę nazywać siebie człowiekiem?
  Przemierzając piaszczystą ścieżkę, rozglądam się dookoła, przyglądam się drzewom wiśni przyozdobionym zgrabnymi pączuszkami, które niedługo zaczną rozkwitać. Zawsze zachwycało mnie ich ulotne piękno, ulotne jak nasze szczęścia, życia, pocałunki; są tylko na moment, parę chwil - zupełnie jak ludzie, którzy kiedyś ponoć nas kochali.

  Wychodzę ze szkoły. Muszę trochę odetchnąć świeżym powietrzem; wdycham je głęboko w swoje spragnione płuca, po czym ruszam do parku. Wraz z wejściem do niego momentalnie zaczynam czuć w swoim sercu coś dziwnego, coś w rodzaju pustki, ale jednocześnie jakby było w nim czegoś za dużo. Jednocześnie mam ochotę krzyczeć, śmiać się i płakać. Może to frustracja?
  Nagle do moich uszu docierają jakieś dziwne dźwięki - coś jakby pociąganie nosem i gwałtowne zasysanie powietrza. Ktoś płacze?.. Kierowany intuicją podążam w kierunku źródła owej kakofonii. Zaskakuje mnie to, co dostrzegają moje oczy.
- Yuuki?..

poniedziałek, 28 listopada 2016

| 047 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuuki ( Initial L, ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec cz. IV

21 lutego 2016 roku, niedziela

  Rano zostaję podle obudzony przez matkę. Jak zwykle musi sobie ulżyć i zwyzywać mnie od najgorszych, podła świnia. Zawsze robi mi się przez nią tak cholernie przykro... Ta kobieta chyba nie ma uczuć. Mój dobry humor poszedł się przez nią kochać.

  Cały czas chodzę naburmuszony i milczący; nie mam nawet najmniejszej ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Tak właściwie to na nic nie mam ochoty. 
  Oprócz Yuuki. Chciałbym się do niej przytulić.

22 lutego 2016 roku, poniedziałek

  Podjęcie decyzji o pójściu do szkoły przyszła mi z trudem. Przekonała mnie jednak możliwość zobaczenia ukochanej.
  Ze zwieszoną głową wchodzę do szkoły. Nie rozglądam się na boki; w zamyśleniu idę do szatni, patrząc się na swoje glany. Na miejscu zrzucam plecak z ramion. Ściągam kurtkę i odwieszam ją na haczyk, a numerek wrzucam do kieszeni spodni. Z powrotem zakładam plecak. Wychodząc, wpadam na jakąś malutką osóbkę. Do moich nozdrzy od razu dociera słodki zapach kwiatowych perfum. Skądś je kojarzę... Unoszę wzrok. Yuuki...
  Uśmiecham się nieśmiało. Już otwieram buzię, żeby do niej zagadać, ale odpycha mnie na bok i wchodzi do pomieszczenia. Przez dłuższą chwilę stoję z wytrzeszczonymi oczami jak kołek. Nic nie rozumiem...

23 lutego 2016 roku, wtorek

  Wczoraj przez cały dzień rozglądałem się za Yuuki. Za każdym razem, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, bardzo szybko odwracała wzrok. Jej zachowanie było dla mnie dezorientujące. Wychodząc z szatni i kierując się do odpowiedniej klasy, rozmyślam nad tym, co może być dzisiaj. Trochę się boję. Nie chcę stracić szansy na to, aby być z Nią blisko.

  Pierwsza lekcja. Język japoński. Omawiamy jakieś sprawy organizacyjne. Wrażenia z wycieczki, na której mnie nie było, terminy nadchodzących konkursów i wydarzeń oraz ich tematyki. Same nudy. Chce mi się spać.

  Druga lekcja. Kolejna godzina języka japońskiego. Pani Kyasarin Suzuki postanowiła zrobić nam niewielkie, nieco ubogie wprowadzenie do europejskiej kultury okresu antyku. Zastanawiam się, po cholerę nam to wiedzieć? Przecież mieszkamy w Azji, a nie w Europie... Poza tym, uważam, że Yuuki byłaby lepszą boginią piękności niż ta cała Afrodyta czy jak jej tam. O wiele lepszą.

  Trzecia lekcja. Miała być etyka, ale dyrektor, który uczy tego przedmiotu jak zwykle nie przyszedł. Znudzony czytam jakieś opowiadania na Wattpadzie. 
  Tęsknię za Yuuki.

  Czwarta lekcja. Angielski. Nienawidzę lekcji angielskiego. Moja nauczycielka jest tak przyjebana, że kiedy jej słucham lub na nią patrzę, mam ochotę wyskoczyć przez okno i rzucić się pod pobliskie tory kolejowe. Nie dość, że nie umie mówić to jeszcze wygląda jak Willy Wonka z ekranizacji z 1971 roku. Porażka. Chodząca porażka.

  Piąta lekcja. Znów angielski. Coraz bardziej chcę się zabić. Ta kobieta jest tak przykra...

  Szósta lekcja. Podstawy przedsiębiorczości. Prawie przysypiam, słuchając o tym, jak beznadziejnie wykonałem pracę długoterminową na temat cech osoby przedsiębiorczej. Chcąc jakoś zająć swój czas gram pod ławką w jakąś gierkę na telefonie i skupiam się tylko na tym. Zaczynam słuchać dopiero wtedy, kiedy przychodzą jakieś babki z McDonald z propozycjami pracy dla młodocianych. Hm... W sumie... Dlaczego nie? Po humanie i tak nie mam szerszych perspektyw.

  Siódma lekcja. Cholerna fizyka. Choćbym nie wiadomo jak się starał to i tak nie zrozumiem tych dziwnych wzorów w stylu jakiś tajemniczych hieroglifów. Gdyby tego wszystkiego jeszcze było mało... Pff, na dodatek cały czas nie mogę przestać myśleć o Yuuki.
~~~
Pragnę was wszystkich przeprosić za ten rozdział z całego serca. :/

wtorek, 15 listopada 2016

| 046 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuuki ( Initial L, ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec cz. III

20 lutego 2016, sobota



Do: Katsumi Honda
Treść: Hej... Dlaczego nie było Cię w szkole wczoraj i przedwczoraj?..

  Sam nie wierzę, że to robię... Co we mnie wstąpiło?! Chyba jestem idiotą... Nie powinienem do niego pisać. Nie po tym, jak ostatnio go potraktowałem. Pewnie nawet nie odczyta.
  Przewracam się na brzuch i wrzeszczę w poduszkę. Idiota. Idiota. Idiota. Po chwili podnoszę się na łokciach. Spoglądam na telefon. Niewiele myśląc, strącam go na podłogę.
  Ku mojemu zaskoczeniu po kilku minutach przychodzi odpowiedź.


Od: Katsumi Honda
Treść: Kim jesteś?...


  Pisaliśmy ze sobą jeszcze długo. Nadal jestem pod wrażeniem. Myślałem... Cóż... Do tej pory miałem tego chłopaka raczej bardziej za pociesznego głupka niż za kogoś z kim można porozmawiać na różne tematy. Nie powinienem tak pochopnie go oceniać. Okazał się na prawdę sympatyczną, pełną ciepła i wrażliwą osobą. Chyba żałuję, że go odrzuciłem. Tak, raczej żałuję... Myślę, że niestety już za późno, aby cokolwiek zmienić.

  A więc ma na imię Yuuki... Pasuje do niej. Jest tak samo blada jak śnieg.
  Poruszyło mnie to, że się o mnie martwi. Nie chcę, żeby się o mnie martwiła, żeby było jej przeze mnie smutno. Chciałbym zawsze móc podziwiać uśmiech na tej anielskiej twarzy. Chciałbym, żeby była szczęśliwa, również dzięki mnie.
  Kim ja w ogóle jestem, aby chcieć takich rzeczy? Przecież prawie jej nie znam...

noc z 20 na 21 lutego 2016, sobota/niedziela

  Nie mogę spać. Znowu. Już od kilku godzin przewracam się z boku na bok, co chwila zmieniam pozycję oraz obiekt mojego zainteresowania; popatruję to na którąś ścianę, to na sufit, to na podłogę. Wszystko bardzo szybko mi się nudzi.
  Czuję się źle. Lustro stoi tak blisko mojego łóżka... Po chwili namysłu odrzucam kołdrę na bok i wstaję. Podchodzę do przeklętego przedmiotu odbijającego moją sylwetkę, po czym przesuwam go po podłodze i stawiam we wnęce, tuż koło toaletki. No, teraz mogę męczyć się spokojnie.
  Ruszam w kierunku łóżka, ale w połowie drogi zmieniam zdanie. Skręcam do garderoby. Szybko przebieram się w luźniejsze jeansy i jakąś rozciągniętą bluzę, wsuwam stopy w czarne trampki. Muszę się przewietrzyć; może to pozwoli mi trzeźwo o wszystkim pomyśleć.
  Wychodzę z garderoby. Po drodze do wyjścia z pokoju zgarniam klucze z biurka. Prędko zbiegam po schodach, przechodzę przez obszerny salon i dopadam do drzwi, które szybko otwieram. Na dworze pada deszcz.

  Balet od zawsze mnie relaksował. Pamiętam, jak po raz pierwszy stanąłem na sali treningowej w tym śmiesznym stroju. Babcia mnie tam zaprowadziła.
  Moja ukochana babcia Atsuko. Jestem jej wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiła. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym mocno przytuliła zasmarkanego pięcioletniego mnie i powiedziała, że już nigdy więcej nie zapłaczę przez rodziców, bo mnie im nie odda. Dotrzymała słowa. Tak jakby. Oddała mnie dopiero po śmierci. Odeszła już prawie rok temu. Tęsknię za nią. Staram się robić wszystko tak, żeby móc myśleć, że byłaby ze mnie dumna.

  Miałem rację. Taniec bardzo mi pomógł. Czuję się już odrobinkę lepiej.

czwartek, 3 listopada 2016

| 045 | Chiaki ( DEZERT ) - Kot

UWAGA!
To coś jest całkowicie inne niż publikowane dotychczas opowiadania. Nie traktuje o gejach, ale o... zoofili.
~~~

~~~

  Chiaki w każde lato wylegiwał się nago na kanapie; tak było mu wygodniej, chłodniej. Pracował w domu, więc nie widział przeszkód, aby się tak zachowywać.
  Zamknął oczy i bardziej wsłuchał się w dobiegającą z głośników kina domowego spokojną muzykę klasyczną; wychował się na takiej i na takiej zamierzał wychować swoje jeszcze wtedy nieistniejące dzieci. Uwielbiał Beethovena, Bacha, Mozarta... Nawet Vivaldiego!
  W wolnych chwilach grał na organach. Nie na pianinie czy tam fortepianie, ale właśnie na organach. Podobał mu się klimat, jaki stwarzały, specyficzna romantyczność ich dźwięku. Kiedy grał, nie myślał o niczym więcej poza boską melodią wypływającą spod jego palców. Tylko on i jego organy.
  Z rozmyślań wyrwało go śmiałe miauknięcie biało-rudo-czarnej kotki. Zaskoczony wzdrygnął się, przez co wypuścił z ręki szklankę, którą jeszcze chwilę wcześniej opierał o swój brzuch; mleko wylało się na niego, a naczynie uderzyło o podłogę i pękło na drobne kawałki. Jęknął cierpiętniczo; jego brzuch był cały w lepkiej białej cieczy. Próbował podnieść się do siadu, ale wtedy płyn zaczął spływać na jego penisa, więc zrezygnował. Westchnął ciężko, z powrotem opadając na kanapę. Zamknął oczy.
  To był dosłownie moment. Sam nie wiedział, kiedy szorstki języczek po raz pierwszy zasmakował jego ciała. Sam nie wiedział, kiedy ten sam języczek dotarł do strategicznego miejsca. Sam nie wiedział, kiedy mu się to spodobało.


  Pomieszczenie skąpane było w półmroku. On leżał na kanapie. Kot spacerował po mieszkaniu. Gdzieś w tle grała muzyka Mozarta. "Für Elise". Jego kotka miała na imię Eliza.

czwartek, 13 października 2016

| 044 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuki ( Initial L, ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec. Cz. II

Ten rozdział dedykuję też Tsudzuku. Bez niej by nie powstał.
~~~

17 lutego 2016, środa

  Od wtorku przyglądam się Jej jeszcze uważniej. Zauważyłem, że pomimo odrzucenia mnie, ogląda się za innymi... I to obojgu płci. Myślałem, że skoro nie zechciała mnie to nie zechce też kogoś innego. Co we mnie jest nie tak, że mnie nie chce? Powinienem coś w sobie zmienić? Myślałem, że wyglądam chociażby... znośnie... Czyżbym się jednak mylił?

  Po ostatniej lekcji nie idę od razu do domu. Długo włóczę się po mieści bez celu. Wracam dopiero kiedy się ściemnia. Zjadam śladowe ilości kolacji, po czym odchodzę od stołu. Powoli człapię do siebie, wlokąc nogę za nogą. Ruszam w kierunku łazienki; cieszę się, że mam swoją własną.
  Zatrzymuję się przed lustrem i spoglądam w nie. Chyba już wiem, dlaczego Jej nie pasuję. Suche, sterczące na wszystkie strony świata i przypominające siano włosy z rozdwojonymi końcówkami. Tłusta, pryszczata cera, której nie da się zatuszować nawet najlepszym podkładem. Oczy o brzydkim, nudnym kształcie. Grube policzki. Jakaś taka dziwna broda. Za krótka i za gruba szyja. Obojczyki zakryte tłuszczem. Unoszę sweter do góry. Tu również widzę mnóstwo tłuszczu. Zerkam na nogi. One też są tłuste. Cały jestem tłusty. Wyglądam jak świnia. Tak właściwie... to już dawno to zauważyłem... Od pewnego czasu noszę większe ubrania, żeby to zakryć. Staram się też mniej jeść. Najwidoczniej rezultaty są słabe... Muszę ciężej nad sobą popracować.


18 lutego 2016, czwartek
  
  Nie idę do szkoły. Nie chcę ranić ukochanej obrzydliwym widokiem mojej osoby; jeszcze by zwymiotowała.
  W ogóle powinienem zniknąć.

  Coś mi dzisiaj nie pasuje... Kogoś brakuje... Kogoś nie widziałem... Ale kogo? Nie jestem pewien. W każdym razie, jest dziś zadziwiająco spokojnie; nikt mnie nie zaczepia, nikt się na mnie nie gapi... Właśnie! Już wiem! Nie ma dziś tego dziwnego chłopaka, który próbował mnie ostatnio poderwać. Jak dobrze...

  Mimo że jem mało, mam okropne wyrzuty sumienia. Z chęcią bym poćwiczył, ale ta blizna na brzuchu... Mięśnie przecięte czymś takim wyglądałyby nieestetycznie. Gdzieś w głowie obija mi się nieśmiałe "Zwymiotuj", ale wiem, że nie mogę tego wymusić; długie paznokcie poraniłyby mi gardło, a nie chcę ich obcinać, bo za bardzo mi się podobają...


19 lutego 2016, piątek

  Dzisiaj znów go nie ma. Czyżby zachorował?.. Ugh, dlaczego ja się w ogóle nim martwię?! Nie powinien się przejmować kimś takim. Przecież nic dla mnie nie znaczy.

~~~
Jest jeszcze sens prowadzić bloga? Może lepiej całkowicie przerzucić się na Wattpada? 

sobota, 1 października 2016

| 043 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuki ( Initial L, ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec. Cz. I

15 lutego 2016, wtorek

  Wiele dziewcząt dało mi wykonane przez siebie laurki bądź czekoladki. Ale nie Ona, ta jedna jedyna, która przykuła moją uwagę, która wydaje się być jej warta. Pakuję do wielkiej torby na zakupy kolejne paczuszki z prezentami; niektóre są zadziwiającą ciężkie, przez co zaczynam powątpiewać, że są w nich tylko słodkości... Wszystkie kartki zbieram i wkładam do organizera, który również wkładam do torby. Jak ja się zabiorę do domu z tym wszystkim?.. Wzdycham ciężko. Chyba będę musiał zadzwonić do taty, żeby przyjechał i podwiózł mnie do domu... Nie uśmiecha mi się to. Dawno z nim nie rozmawiałem. Krzywię się mimowolnie.
  Trzaskam drzwiczkami swojej szafki i zamykam ją na kluczyk. Rozglądam się po korytarzu, a Ta Dziewczyna od razu rzuca mi się w oczy. Wygląda dziś bardzo ładnie, chyba pomalowała się nieco inaczej. A może po prostu założyła inną koszulę do mundurka? Nie wiem, nie jestem pewien. Typowe. Ponoć odziedziczyłem to po ojcu. Tego też nie jestem pewien. Prawie nie znam tego człowieka. Nasze relacje opierają się głównie na płaceniu i wydawaniu alimentów. Wracając do Niej. Jest zamyślona jak zawsze. Opiera się o ścianę i czyta jakąś książkę; nie jestem w stanie dostrzec, jaki to tytuł. Lubię czytające osoby; można poprowadzić z nimi rozmowę na poziomie. Oczywiście, o ile nie pochłaniają jakiś bzdur... Ale Ona nie wygląda na kogoś takiego. Myślę, że raczej jest inteligentna i mądra.
  Przyglądam się jej przez dłuższą chwilę. Powoli nabieram odwagi. W końcu stawiam torbę na podłogę, po czym pewnym krokiem ruszam w Jej stronę. Opieram rękę o ścianę tuż nad głową Tej Piękności. Trochę się boję, ale nie chcę już dłużej czekam. Zamykam oczy i składam na Jej ustach delikatny, pełny uczucia pocałunek. Dziewczyna delikatnie kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej. Huh, chyba jej się spodobało. Zmieniam zdanie już po ułamku sekundy. Odpycha mnie. Ma zaskakująco dużo siły w tych drobnych rączkach. Otwieram oczy. Spoglądam na nią rozczarowany. Byłem pewien, że dziewczyną podobają się takie akcje niczym z filmów. Delikatnie przygryzam dolną wargę; ponoć wyglądam kusząco, kiedy tak robię.
- Zakochałem się w Tobie - mówię wprost. - Jesteś niesamowita. Mógłbym patrzeć na Ciebie godzinami. Marzę o tym, żeby móc Cię tulić i głaskać po włosach, składać pocałunki na Twoim czole i dłoniach. Pozwól mi siebie kochać, proszę. Pozwól mi, a będę Cię traktował jak księżniczkę. Wystarczy tylko jedno słowo... 
  Wyczekująco patrzę się Jej prosto w oczy. Obiekt moich westchnień pytająco unosi brew i prycha krótko, krzyżując ramiona.
- Nawet nie rób sobie nadziei, chłopcze.

czwartek, 1 września 2016

| 042 | Karma ( ex-AvelCain ) x Yuuki ( ex-Lycaon ) - Głupi chłopiec. Króciutki prolog



~~~
CAŁA SERIA DEDYKOWANA JEST DLA KITY-PON
~~~
  Kiedy jest się w pierwszej klasie liceum, wszystko wydaje się prostsze; każdy czuje się dorosły, szczęśliwy, przyjęty z otwartymi ramionami. W pierwszej klasie liceum szuka się zrozumienia, miłości, przyjaźni - różnych rzeczy. Zdarzają się jednak wyjątki, a jednym z nich jest Yuuki.
  Yuuki nie jest jak każdy; jest osobą cichą, skrytą, zamkniętą w sobie, nie lubi się integrować i zawsze stoi na uboczu. Już w dzieciństwie poczuł, że jest inny, w dodatku nie w ten pozytywny sposób. Od dawna kryje swoją prawdziwą osobowość pod warstwami makijażu i ubrań. Przygląda się wszystkiemu z boku, nieufnie popatrując na otaczającą go młodzież, nauczycieli, pracowników szkoły. Owszem, jest ktoś w gronie pedagogicznym, kto zna jego gorzką tajemnicę, ale wie o tym wyłącznie z konieczności. Na pozostałych trzeba uważać. Nikomu nie można ufać. Nikomu.

Styczeń 2016 

[ Karma ]
  Już pierwszego dnia wpadła mi w oko. Nie mogłem oderwać wzroku od jej wątłych ramion, szczupłej talii, ładnych nóg; od jej ciemnobrązowych oczu, które patrzały nieobecnie na jakiś punkt w podłodze; od długich, lśniących różowych włosów; od wszystkiego. Nie potrafiłem uwierzyć, że może istnieć ktoś tak piękny. Ja... chyba się wtedy zakochałem...

piątek, 19 sierpnia 2016

| 041 | Minpha ( Pentagon ) x Karma ( ex-AvelCain ) - "Niech Cię ręka boska broni"

UWAGA! OPOWIADANIE NIE MA NA CELU OBRAŻANIA KOGOKOLWIEK UCZUĆ RELIGIJNYCH!
~~~
BOHATEROWIE:

Minpha ( Pentagon ):

















Karma ( AvelCain ):





















~~~
DLA TSUDZUKU
~~~
  Leniwie spaceruję sklepowymi alejkami, zastanawiając się przy tym nad swoim życiem. Idealne okoliczności, prawda? Kiedy zerkam w bok, ogarnia mnie przygnębienie. On pcha wózek, w którym siedzi pulchniutkie dziecko. Ona szuka potrzebnych rzeczy. Wszyscy rozmawiają ze sobą żwawo, uśmiechając się przy tym szeroko. Para jest mniej więcej w moim wieku. I to najbardziej mnie dołuje. Mam cholerne dwadzieścia siedem lat, a nawet nie mam dziewczyny. Już chyba z półtora roku jadę na ręcznym! Gdzie na tym świecie sprawiedliwość?!
- UGGGHHH! - wrzeszcząc, nerwowo kopię gumową kaczuszkę do kąpieli, która przyturlała się nie wiadomo skąd i piszczy przy każdym kontakcie z czubkiem mojego buta.
  Przechodzący obok barczysty ochroniarz zwraca mi uwagę tonem przeznaczonym dla zwierząt, bachorów i chorych psychicznie, kiwając przy tym palcem wskazującym; doprawdy imponująca groźba. Wywracam oczami, po czym ruszam dalej. Po chwili ponownie się zamyślam. Ciekawe, czy ja też kiedyś będę miał dzieciaka z nadwagą...
  Nagle wpadam na coś i spadam na to, lecąc na podłogę. To coś jęczy z bólu. Niepewnie unoszę się na dłoniach i zerkam pod siebie. To nie było "coś" tylko "ktoś". Bardzo ładny ktoś. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ładny ktoś. Różowe włosy, różowe brwi, staranny makijaż, okulary w grubych czarnych oprawkach, biała bluzka... Niestety, nie dane mi więcej zobaczyć. Mogę jedynie poczuć zgrabne nogi tej piękności...
- Złaź ze mnie, czarci pomiocie! 
  Wytrzeszczam oczy. Coś mi tu nie gra... Ten głos... Nieee, to niemożliwe.
- No złaź! - wrzeszczy i szarpie się pode mną. - Precz!
  Powoli wstaję, patrząc się na nią, przepraszam - na niego ze zdziwieniem. To absurdalne. W końcu wstaję. Patrzę się na to coś z góry. Dokładnie przyglądam się drobnemu ciału, na dłuższą chwilę zatrzymuję wzrok na kroczu. Marszczę brwi. Przydałby się zoom... Pochylam się nieco do przodu, przygryzając w tym czasie paznokieć kciuka. Przekrzywiam głowę nieco w prawo, później w lewo. Tam serio nic nie ma...
- Co się tak lampisz, zboczeńcu przebrzydły? - pyta, podpierając się na łokciach.
  Nadal patrzę w to samo miejsce. Po chwili namysłu wskazuję na nie palcem.
- Mogę dotknąć?
  Rozdziawia buzię tak szeroko, że mam wrażenie, iż jego szczęka za chwilę spotka się z podłogą. Kiedy już otrząsa się z szoku, krzyczy głośno:
- Spierdalaj!
  Szybko wstaje na równe nogi i staje w pozycji obronnej, gotowa czy tam gotów w każdej chwili rzucić się na mnie z pięściami. Znaczy się, ja tylko się domyślam, że to miała być pozycja obronna; w rzeczywistości wyszło bardziej jak instant cosplay kota polującego na kłębek włóczki. Mimowolnie wybucham śmiechem. Kątem oka widzę, że chłopak nieco się rozluźnił; chyba zwątpił. Oddycham głęboko, aby się uspokoić, co ciężko mi idzie. Kiedy w końcu mi się udaje, wlepiam wzrok w różowowłosego. Na jego twarzy maluje się dezorientacja.
- Uroczy jesteś, serio - mówię, ocierając wierzchem dłoni łzy śmiechu.
- UGGHH! ODWAL SIĘ ODE MNIE, POPAPRAŃCU!
  Nie wytrzymuję i ponownie wybucham śmiechem, przez co z trudem oddycham. Oburzony chłopak pokazuje mi swój szczupły środkowy palec. Tuż obok, na palcu serdecznym, zauważam jakiś gruby srebrny pierścionek; wzór wydaje mi się dziwnie znajomy, nazwa nasuwa mi się na myśl, ale nie dopuszczam tego do siebie. Przestaję się śmiać.

[...]

  Utwierdziłem się w przekonaniu, że przeciwieństwa się przyciągają. Otóż... po dłużej rozmowie piękny nieznajomy dał mi swój numer telefonu. Zaskoczenie, ekscytacja, radość - w tamtej chwili było we mnie wiele emocji.
  Jak na szpilkach czekam w salonie, aż zadzwoni dzwonek do drzwi oznaczający jego przybycie. Zgadza się - przyjdzie do mnie; wejdzie do mojego mieszkania, rozgości się w salonie i wypijemy razem kawę albo herbatę. Cóż za sielankowa wizja. Pewnie nic z tego nie wyjdzie...
  Nagle do moich uszu dociera długo wyczekiwany dźwięk. Zrywam się z kanapy i biegnę otworzyć niczym biegacz na dopingu. Zatrzymuję się przed drzwiami i wyglądam przez wizjer; tak, to on. Szybko i instynktownie poprawiam włosy palcami. Otwieram. Masashi - bo tak ma na imię - dzisiaj również wygląda jak anioł; jego słodki wizerunek dopełniony jest uroczym, dziecięcym uśmiechem. Robię krok w bok. Gestem ręki pokazuję mu, aby wszedł do środka, a on robi to, wciąż się uśmiechając. Dopiero teraz zauważam dużą torbę zawieszoną na jego ramieniu.

[...]

  Leżę na łóżku jak kłoda i nawet nie potrafię się ruszyć. Nie wierzę w tego człowieka. No po prostu nie wierzę! On jest jakiś nienormalny! Kto o zdrowym umyśle czyta na pierwszej randce fragmenty "Biblii"?!
- "[...] Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: 'Bądźcie płodni i rozmnażajcie się...[...]'"
- Stop, stop, stop, stop, stop. Błagam! - przerywam mu. - Mam już tego dosyć!
  Masashi zamyka księgę, po czym spogląda na mnie obojętnym wzrokiem i mówi:
- To dlatego, że jest w Tobie Szatan.
  Przewracam się na brzuch i krzyczę w poduszkę, wierzgając nogami i uderzając pięściami o materac.
- Widzisz? Właśnie wychodzą z Ciebie demony.
- Spierdalaj! Nie będziesz mnie nawracał w moim własnym mieszkaniu!
  Wzdycha ciężko.
- Czy Ty nie widzisz, co wyprawiają z Tobą siły nieczyste?..
  Przez dłuższą chwilę znów wrzeszczę w pościel, po czym unoszę się na łokciach.
- Mam ochotę Cię zamordować...
- Szóste przykazanie Dekalogu brzmi: "Nie zabijaj". - Kątem oka widzę, jak trzyma w górze palec wskazujący.
  Niech on już sobie pójdzie... Błagam...

[...]

- Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, że nie obchodzi mnie stosunek Kościoła do homoseksualizmu?..
  Chłopak wywraca oczami.
- Ależ Ty oporny na wiedzę... - mówiąc to, kręci głową z politowaniem.
- Jaką znowuż wiedzę?.. - syczę przez zęby.
- Słuszną. Nauczanie katolickie kryje w sobie największe życiowe prawdy.
- Nie powiedziałbym.
- Bo jesteś heretykiem. Tacy jak Ty nie potrafią tego dostrzec. Katsumi, otwórz oczy na otaczający Cię świat. Wszędzie można dostrzec Boga i jego dobrodziejstwo.
- Klęski żywiołowe to też oznaka jego dobroci? - prycham kpiąco.
- To przestrogi, żeby więcej nie grzeszyć.
  Łapię się za głowę i zaciskam palce na włosach, po czym zaczynać rwać pojedyncze pasma. Jeśli ten świr się nie uspokoić, za parę chwil będę wyglądał jakbym cierpiał na łysienie plackowate.

[...]

- Zamknij mordę, bo Cię zgwałcę!
  W końcu nie wytrzymałem. Wiedziałem, że to prędzej czy później nadejdzie.
- Grzeszniku - kiedy to mówi, na jego ustach widnieje kpiący uśmieszek.
  Jako że jestem człowiekiem dotrzymującym słowa, łapię go za koszulkę i przyciągam do siebie, a on, chroniąc się przed upadkiem, opiera się rękoma po obu stronach mojej głowy. Patrzymy się sobie w oczy. Niespodziewanie różowowłosy namiętnie wpija się w moje delikatnie rozchylone usta. Jego wargi są gładkie, miękkie i przyjemnie ciepłe. Siada na mnie okrakiem. Jedną dłoń wsuwa pod moją koszulkę. Całuje mnie mocno i łapczywie, błądząc palcami po moim ciele. Zamykam oczy i oddaję mu się bez wahania.

czwartek, 16 czerwca 2016

| 040 | LIRA x BIDOH ( ELYSION ) - Biała skarpetka inna niż wszystkie ( mini-shot )

UWAGA! OPOWIADANIE JEST BEZNADZIEJNE, A IMIONA BOHATERÓW - W ZUPEŁNOŚCI PRZYPADKOWE.
~~~
DLA TSUDZUKU
~~~
LIRA => Atsuki






















BIDOH => Hiro








































~~~
- Dosyć tego! Ja się tak nie bawię! - wrzeszczy Hiro.
  Wzdycham ciężko. Jego krzyki mogłyby obudzić nawet trupa. Niechętnie podnoszę się z kanapy i idę do łazienki, szurając przy tym kapciami o drewnianą podłogę. Moim oczom ukazuje się obraz nędzy i rozpaczy. Skarpetki. Wszędzie skarpetki. Wokół Hiro, pod Hiro, na Hiro - skarpetki.
- Matko kochana! Co tu się stało?!
  Ponownie omiatam wzrokiem pomieszczenie. Napotykam mordercze spojrzenie siedzącego na kafelkach blondyna.
- Nie. Umiesz. Robić. Prania.
  Wywracam oczami, krzyżując ramiona na piersi, a on kontynuuje.
- Wyprałeś moje białe skarpetki ze swoimi czarnymi. I teraz są szare. SZA-RE! - mówiąc, zawzięcie wymachuje trzymanymi w dłoniach dwiema parami skarpetek - czarnymi i szarymi. - Co to ma znaczyć?! Czy Ty się nigdy nie nauczysz?! Czy Ty?!..
  Odpływam myślami gdzieś daleko. Nie wiem już, jaka jest dalsza część wywodu o skarpetach; jeśli mam być szczery, niezbyt mnie to interesuje. Z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi wargami wpatruję się w fugę między położonymi na ścianach płytkami. Skądś dochodzi do moich uszu dźwięk kropli wody, rozbijających się o porcelanową umywalkę.
  Zaczynam dochodzić do wniosku, że mój związek z Hiro jest jak ta biała skarpetka - włókna są ze sobą perfekcyjnie splecione, materiał idealnie przylega do stopy, ale wszystko do czasu. Im dłużej nosisz skarpetkę, tym bardziej przeciera się w pewnych miejscach. Któregoś razu popełniasz błąd i źle ją pierzesz, przez co zabarwia się jakimś syfem. Ale mimo wszystko nadal ją nosisz chociaż jest niewygodnie i nieestetycznie. Po pewnym czasie niektóre miejsca całkiem się przecierają i powstają dziury z postrzępionymi i brudnymi brzegami. Czy rok to za długo na jedną skarpetkę?
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?! - jego głośne pytanie wyrywa mnie z zamyślenia.
- Uhm... - z zakłopotania nie wiem, co powiedzieć. - Przepraszam...
- No ja myślę, że przepraszasz!
  Z moich ust wyrywa się ciężkie, pełne udręki westchnienie.
- Mogę Cię o coś spytać?..
  W odpowiedzi kiwa głową.
- Kochasz mnie jeszcze?..
  Patrzę na niego smutno. Nawet nie wiem, kiedy łzy naszły mi do oczu. Patrząc się na mnie, podnosi się z podłogi. Robi kilka niepewnych kroków w moją stronę i przytula mnie nieśmiało.
- Atsuki-chan...
  Moje imię wypowiedziane z jego ust - to w zupełności mi wystarcza. Obejmuję go mocno; wbrew pozorom mam silne ręce, Trzymam chłopaka w swoich ramionach. Trzymam go i nie chcę puścić. Hiro, mój kochany. Może nasz związek nie jest jak inne związki? Może z naszą białą skarpetkę jest inaczej niż z pozostałymi białymi skarpetkami?..

poniedziałek, 13 czerwca 2016

| 039 | Cholerna miłość cz. 2 [ 39 x Rushi ( KILLANETH ) ]

  Unikam jego towarzystwa, jego spojrzenia. A przy każdej możliwej okazji pokazuję mu, jak bardzo podoba mi się Rushi; dotykam jego ramienia, przytulam, szepczę komplementy. Z dnia na dzień coraz lepiej go uwodzę, coraz bardziej zdobywam. Chociaż "raz" w życiu przydaje mi się na coś moja dusza romantyka. Wiem, że nie powinienem wykorzystywać biednego, niczego nie świadomego basisty do swojego podłego celu, ale pragnienie zemsty jest silniejsze od mojej zwyczajowej uczciwości i moralności. Może przy okazji zakocham się w kimś lepszym niż Nihit? Mam taką nadzieję.
~~~
  Obejmuję różowowłosego ramieniem, siedząc na kanapie w salonie Kaia. W drugiej ręce trzymam dużą lampkę i powoli sączę wytrawne wino; nie mam pojęcia, ile już wypiłem, ale przyjemnie wiruje mi w głowie.
  Słyszę dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi; dopiero przyszedł gitarzysta. Zerkam na Rushiego.
- Chodź na kolana - bełkoczę cicho, a on robi to bez słowa.
  Odkładam wino na stolik, po czym przytulam chłopaka. Wtulam twarz w jego włosy; są przyjemne w dotyku, miękkie. Do pokoju wchodzi blondyn. Patrzy po nas beznamiętnym wzrokiem. Niedobrze mi się robi, kiedy na niego patrzę. A może to nie dlatego? W myślach wzruszam ramionami.
~~~
  Jest 01:20. Nadal pijemy. Z każdym łykiem coraz mniej żałuję swoich decyzji, są mi coraz bardziej obojętne.
~~~
  Ja. Rushi. Ja. Rushi. My razem. Plątanina kończyn. Moje dłonie wędrujące po jego wątłym, lecz zgrabnym ciele. Jego paznokcie wbijające się w moje plecy. Przyjemna dla oczu mimika jego twarzy, krzywiącej się przy akompaniamencie melodycznego dysonansu naszych westchnień i jęków. Niewiele pamiętaj z nocy ze wczoraj na dziś, ale to zapadło mi w pamięć.
  Jak mogłem go tak potraktować?! W uszach nadal brzęczy mi jego ciche, wypowiedziane zmęczonym głosem "Kocham Cię, Saku". Jakaś część mnie bardzo się cieszy, że udało mi się podbić jego serce, ale inna część... Ta inna część jest wściekła na pierwszą. Zachowałem się jak dupek. Powinienem powiedzieć Rushiemu o wszystkim, nie owijając w bawełnę. Powinienem być wobec niego szczery, mimo że prawda z pewnocścią by go zabolała.
~~~
- Naprawdę przepraszam... - szepczę kolejne słowa przeprosin.
  Siedząc na brzegu jego łóżka, opieram się twarzą o dłonie. Zdecydowałem się przyznać, świadom tego, że prędzej czy później i tak wyszłoby to na jaw. Spoglądam na chłopaka kątem oka. Nerwowo odgarnia grzywkę, opadającą na jego załzawione oko, ale już po chwili ponownie zwiesza głowę. I powtarza się sytuacja sprzed chwili. I tak kilka razy. Mija sporo czasu, zanim w końcu przemawia.
- Saku... Ja rozumiem...
  Zdziwiony prostuję się i patrzę na niego, mrugając szybko. Może ma gorączkę?.. Albo ktoś zrobił mu pranie mózgu, kiedy nie patrzałem?.. Jego słowa są zbyt nieprawdopodobne... Z powrotem spuszczam głowę. Nie potrafię w nie uwierzyć...
  Chłopak podchodzi do mnie powoli. Trzymając moje ręce za nadgarstki, przyciska je do materaca po obu stronach mojego ciała. Patrzy się na mnie przenikliwym spojrzeniem swoich bystrych oczu i siada okrakiem na moich chudych udach, kołysząc przy tym wątłymi biodrami. Obejmuję go w pasie, a on zarzuca mi ręce na szyję.
- Jeśli chcesz jedynie uprawiać seks i nic więcej - w porządku, będziemy tylko uprawiać seks. Jeśli chcesz mnie wykorzystywać - też w porządku, możesz mnie wykorzystywać. Wszystko jest w porządku dopóki pozwalasz mi być przy sobie.
  Mam wrażenie, że czegoś jest w moim sercu za dużo. Jakieś tajemnicze ciepło rozlewa się po całym moim ciele. Czy to pod wpływem słów Rushiego?
- Ja... Ja chyba zmieniłem zdanie - mówiąc to, patrzę mu się prosto w oczy.
  Nie rozumie. Widzę, że nie rozumie. Nie wiem, jak mu to wytłumaczyć, więc ograniczam się do złożenia na jego wargach motylego pocałunku.
~~~
Wybaczcie brak zapowiedzi do tej części, ale wcześniej zapomniałam, za to później korzystałam głównie z telefonu, a zdjęcia mam na laptopie. ;;

środa, 18 maja 2016

| 038 | Cholerna miłość cz. I - [ Nihit x 39 ( KILLANETH ) ]

Na początku chciałabym przeprosić, ale niestety nie udało się z tłumaczeniem opisu zdjęcia z randki, a nie potrafię inaczej wyjaśnić, o co z nią chodziło.
~~~
  Napisać? Nie napisać? Napisać? Nie napisać? Nie jestem pewien. Bardzo bym chciał. Zależy mi na nim. Kocham go, ale boję się odrzucenia. Nie, nie mogę. Skasuję to.
  Nagle kot wskakuje mi na ramię i szturcha moją dłoń łapą. Przez przypadek wysyłam wiadomość. Cholerny sierściuch...
  Wychodzę z Messengera. Po chwili czuję wibracje. Serce zaczyna mi szybciej bić. Przelotnie spoglądam na ekran. To od Nihita. Boję się. Boję się zobaczyć, co napisał.
  Sierściuch znów mnie szturcha, przez co tym razem wchodzę w wiadomość. Mimochodem sprawdzam jej treść.

Pójdziesz ze mną na randkę?

Ok.

    Mimo, że odpowiedź wydaje się być sucha, podskakuję z radości.
- Dzięki, sierściuchu - mówię do mojego kota z uśmiechem na ustach.

Może za godzinę?

Pewnie. Gdzie mnie zabierzesz?
Niespodzianka.
Przyjadę po Ciebie punktualnie. Bądź gotowy.

Spoko. Będę.
~~~
  Idealnie o 18 zatrzymuję się pod wieżowcem, w którym mieszka Nihit. Zauważam, że już czeka na mnie przy drzwiach. Wychodzę z samochodu i zamykam go, po czym macham do chłopaka z uśmiechem na ustach. Wciąż się uśmiechając, idę w jego kierunku. Kiedy jestem już blisko, zauważam, że wygląda na przygnębionego, jest jakiś... nieobecny. Postanawiam to zignorować; myślę, że nawet, jeśli ma jakiś problem, woli tego nie roztrząsać.
- Cześć.
  Przytulam go niezbyt mocno, a on delikatnie odwzajemnia uścisk, odwracając ode mnie głowę. Ewidentnie coś jest nie tak.
- Cześć.
- To jak? Idziemy? - Staram się zamaskować zdenerwowanie delikatnym uniesieniem kącików ust.
  W odpowiedzi jedynie kiwa głową. Długa blond grzywka jeszcze bardziej nasuwa mu się na oko. Wygląda pięknie; niby taki zwyczajny, ale jednak olśniewający.
- Może najpierw zrobimy sobie zdjęcie na Instagrama? Fani na pewno się ucieszą. - Jego ton jest taki... swobodny... Nie, to raczej złe określenie. Właściwie to... powiedział to jakby szedł na tą randkę dla nich, a nie dla mnie.
  Wzruszam ramionami.
- Jeśli chcesz.
  Szybko robimy selfie. Głośno przełykam ślinę.
- Mogę złapać Cię za rękę?
  Kręci głową, przez co smutnieję. Trochę się rozczarowałem. Właściwie to nie powinienem być zaskoczony jego odmową; w końcu żyjemy w Japonii, a tu nie lubi się publicznego okazywania uczuć.
- Chodźmy - mówię cicho po chwili milczenia.
  Wskazuję dłonią na prawo. Powoli ruszamy w odpowiednim kierunku. Idziemy w milczeniu.
~~~
  Siedzimy naprzeciw siebie przy stole w kociej kawiarni. Widzę błysk w jego oczach, kiedy śmiejąc się, głaszcze wskakujące mu na kolana futrzaki. Miałem nadzieję, że mu się spodoba i tak też się stało. Jego uśmiech jest taki piękny, olśniewający; najzwyczajniej w świecie mnie oczarował.
  Kończę jeść ciasto, po czym kładę widelczyk na talerzyku. Biorę łyk czekoladowego cappuccino; pyszne. Zamyślam się na moment. Zastanawiam się, co później i nie chodzi mi tu o to, co będzie, powiedzmy, za miesiąc - nie chcę wybiegać aż tak daleko w przyszłość - ale o to, co będziemy robić po wyjściu z kawiarni. Zgadza się, nie obmyśliłem każdego szczegółu tego spotkania. Może pójdziemy na spacer?..
- Ekhem - odchrząkuje Nihit, więc spoglądam na niego.
- Hm?..
- O czym tak zawzięcie myślałeś?
- O niczym takim...
  Chłopak prycha śmiechem.
- Nie wierzę.
  Wzdycham ciężko. Nie chcę zdradzać mu swoich niedociągnięć.
- No powiedz.
  Na chwilę nadymam policzki.
- Zastanawiałem się, czy chciałbyś pójść później na spacer.
  W ramach odpowiedzi jedynie kiwa głową. Szybko dopija swoją gorzką czarną kawę, a ja kończę swoją. W tym samym czasie wyciągamy portfele. Dłonią pokazuję mu, żeby przestał.
- Ja płacę.
- Ale...
  Przykładam palec wskazujący do ust.
- Ciiichooo... Nie ma żadnego "ale".
  Proszę kelnerkę w loliciej sukience o rachunek. Dziewczyna szybko go przynosi, a ja wkładam w niego kwotę pokrywającą koszty oraz spory napiwek, mimo że wiem, iż nie jest to lubiane. Wstaję. Nihit również. Idziemy do szatni skąd odbieramy kurtki. Szybko zakładam swoją, po czym pomagam ubrać się jemu na co unosi brwi ze zdziwienia.
- No co?..
- Nic... - mówi cicho, kręcąc nieco głową.
  Wychodzimy, a chłodny podmuch uderza w nasze twarze. Spoglądam na ukochanego, a on na mnie. Blond włosy zasłaniają jego piękne oblicze. Przytrzymując powiewające na wietrze niesforne kosmyki, patrzy mi się prosto w oczy.
- Może pójdziemy do mnie?.. - pyta z wyraźnie udawaną nieśmiałością, powoli smyrając zgrabnymi palcami moją dłoń.
  Wzdrygam się mimowolnie. Mam bardzo interesujące przeczucia, ale są raczej naiwne. Niepewnie kiwam głową. Nihit zaplata swoje palce wokół moich. Ruszamy w odpowiednim kierunku. Czuję narastającą w gardle gulę.
~~~
  Nawet nie zdążam ściągnąć okrycia wierzchniego. Z niewiarygodną siłą przypiera mnie do ściany.
- C-co Ty?..
  Zamiast odpowiedzi otrzymuję namiętny pocałunek. Nie mogę oddychać. Wpadam w panikę i zaczynam mu się wyrywać. Odrywa się ode mnie. Głęboko wciągam powietrze przez usta. Chłopak spogląda na mnie, unosząc brew z niedowierzaniem. Rumienię się mocno. Szybko ściągam buty i kurtkę, którą następnie wieszam na wieszaku. Nihit nawet nie czeka na zaproszenie. Mocno chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie przez całe mieszkanie do swojej sypialni.
  Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to ogromne łóżko z misternie zdobionym stalowym stelażem, a następnie stojące po jego bokach białe szafki nocne pokaźnych rozmiarów od góry do złożone z szuflad. Pytająco spoglądam na blondyna, lecz on mnie ignoruje. Popycha mnie na łóżko, a ja lecę na nie ciężko twarzą do materaca. Nawet nie zauważam, kiedy mnie rozbiera; robi to za szybko. Z taką samą, o ile nie ze zdwojoną prędkością ściąga własne ubrania; bluzka, spodnie, wszystko - wszystko leci gdzieś za niego. W milczeniu przyglądam się, jak podchodzi bliżej szafki znajdującej się po mojej prawej i przysiada na brzegu łóżka. Podnoszę się do klęczek, aby sprawdzić, co skrywa otwierana przez niego szuflada. To, co widzę, wygląda... szokująco; kilka dużych opakowań lubrykantów o różnych smakach, pejcz, bicz, gruby nabity ćwiekami pasek do spodni, nóż do tapet, gruby sznur, cienka żyłka, wibratory, dilda i kulki analne w różnych rozmiarach, knebel, kawałek czarnego materiału, kajdanki... Odnoszę wrażenie jakbym był sex shopie. Chyba się boję... Nihit wyciąga najdłuższy i najgrubszy wibrator. Włącza go i wyciąga się w moją stronę. Z trudem przełykam ślinę. Nawet mnie nie ostrzega. Po prostu go wkłada. Jednym szybkim ruchem. Nie panuję nad sobą. Nie potrafię się powstrzymać. Padam do przodu i opieram się dłońmi o materac, głośno krzycząc z bólu. Do moich uszu dochodzi szyderczy śmiech chłopaka.
- Dziewica?
  Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi. Mocno zagryzam dolną wargę i ciężko oddycham przez nos. Czuję, jak ciepła stróżka krwi spływa mi po brodzie.
- Odpowiedz! - krzycząc, wymierza mi siarczysty policzek.
  Zaciskam usta w wąską linię, po czym odpowiadam niechętnie:
- Zawsze dominowałem.
  O dziwo, kiwa głową ze zrozumieniem.
- W takim razie spróóóbuuuję być troooszeeeczkę delikatniejszy niż zazwyczaj.
  Po chwili namysłu wyciąga ze mnie wibrator, wyłącza go i odkłada na szafkę nocną. Zerkam na niego zdziwiony.
- Zrób mi loda - rozkazuje głosem nieznoszącym sprzeciwu, więc przysuwam się bliżej niego.
  Już się pochylam nad jego kroczem, kiedy on... wstaje.
- Nie tak. Na ziemię.
  Posłusznie klękam na podłodze. Raz jeszcze rzucam blondynowi przelotne spojrzenie.
- Masz mi się patrzeć w oczy.
  Nie jestem z tego powodu zadowolony, lecz nie protestuję. Chcę złapać jego penisa w dłonie, ale obrywam po nich.
- Nie dotykaj.
  To też mnie nie cieszy.
- No, dalej - pogania mnie kochanek.
  Dobrze, nie będę dłużej czekał. Manewruję głową tak, aby udało mi się wziąć jego penisa do ust. Po dłuższej chwili w końcu mi się udaje. Ssę go. Najpierw powoli, później nieco szybciej. Zniecierpliwiony chłopak chwyta mnie za włosy i dociska do siebie, abym wziął go do końca. Brutalnie pieprzy moje gardło. Łzy nachodzą mi do oczu. Szybko robi mi się niedobrze. Szamoczę się. Z trudem się odsuwam. Od razu odwracam głowę w bok i wymiotuję. Kątem oka zerkam w stronę blondwłosego; patrzy na mnie z pogardą. Słone krople nieposłusznie spływają mi po policzkach.
- Wybacz... - jęczę zduszonym głosem.
  Nic nie mówi. Po prostu wywraca oczami. Patrzę się na niego, czekając na przyjęcie przeprosin, słowa pocieszenia, na cokolwiek, ale jedyne, co pada z jego ust, po dłuższej chwili to:
- Wytrzyj się, ubierz, posprzątaj i idź precz.
~~~
  Kpi ze mnie - myślę, patrząc się na jego najnowszy tweet. Kpi ze mnie i z moich uczuć. Wyłączam Wi-Fi i kładę telefon obok swojego lewego uda. Zaciskam dłonie w pięści. Wygląda na to, że zgodził się na randkę tylko dlatego, że nie miał z kim się przespać. Jestem rozczarowany. Oczekiwałem od niego czegoś więcej. Spodziewałem się czegoś więcej, kiedy jednak nie odmówił, a on potraktował mnie jak dziwkę. Nie chcę go więcej widzieć. Nie chcę go znać.

sobota, 2 kwietnia 2016

| 037 | { ZAPOWIEDŹ } Cholerna miłość cz. I - [ Nihit x 39 ( KILLANETH ) ]

BOHATEROWIE:
Nihit ( gitarzysta ):








































39, czyli Saku ( perkusista ):







































Rushi ( basista ):







































Kai ( wokalista ):

 


















Być może ktoś zna ten zespół, a jeśli nie - serdecznie polecam, bo są świetni. Historia inspirowana będzie prawdziwą historią, czyli m. in. randką 39 i Nihita. Niemal wszystkie zdjęcia są z pewnego okresu krótko przed i krótko po randce perkusisty i gitarzysty; wyjątkiem są jedynie dłonie 39, których zdjęcia są z późniejszego okresu, ale po prostu musiałam je wstawić. Wracając do tematu fanfiction - kto śledzi zespół, ten powinien się zorientować, co i jak. ;)

środa, 23 marca 2016

| 036 | Byou x Karma ( AvelCain ) - Ended story

BOHATEROWIE:

Byou ( AvelCain ):



















Karma ( AvelCain ):



















~~~
  Jesteś taki drobny i delikatny. Mógłbym bez trudu zamknąć Cię w swoich ramionach. Chciałbym całować Twoje duże, zawsze rozchylone usta. Chciałbym sunąć dłońmi po Twoim wątłym ciele, pieścić jego najodleglejsze zakamarki. Chciałbym usłyszeć, jak dochodząc, krzyczysz moje imię. Chciałbym tak wiele, a zarazem tak mało. Niestety nie dane jest mi tego wszystkiego doświadczać i zapewne nigdy nie będę miał ku temu okazji.
  Właśnie skończyliśmy grać ostatni koncert w karierze naszego zespołu. Już ani razu nie zagram przy słodkim dźwięku Twojego lekko nosowego głosu. Wolisz być aktorem. Wolisz marnować swój niesamowity muzyczny talent. Dziś ostatni dzień. Więcej Cię nie zobaczę.
  Zen i Kaede szybko się przebierają, po czym równie szybko wychodzą. Zostajemy tylko we dwoje. Wciągając na siebie zwyczajne jeansy, zerkam w Twoją stronę, przez co napotykam Twój wzrok. Szybko odwracam spojrzenie. Boję się na Ciebie patrzeć. Boję się, że zauważysz w moich oczach smutek, żal i gniew, które zagościły tam z Twojej winy, a nie chcę, abyś miał wyrzuty sumienia. A może już je masz?..
  Niepewnie ponownie na Ciebie spoglądam. Po chwili posyłasz mi słaby uśmiech. Uśmiech... Nie jestem pewien, czy w ogóle mogę tak nazwać ledwie widoczne smutne uniesienie kącików ust. Speszony ponownie odwracam wzrok. Patrząc się na swoje bose stopy, powoli rozpinam koszulę guzik po guziku. W końcu zsuwam ją z siebie i, nagi od pasa w górę, składam ją dokładnie, po czym kładę na toaletce za sobą. Ściągam z rąk bransoletki i pierścionki. Z każdym ruchem jest mi coraz gorzej; czuję rosnącą w gardle gulę i ból w sercu. Z trudem przełykam łzy, wkładając szeroki czarny T-shirt. Wsuwam stopy w yeezy 3 od Westa. Starannie składam strój sceniczny, po czym wkładam go do torby Supreme, którą następnie przerzucam przez ramię. Tęsknym wzrokiem ogarniam szatnię, przez co rzuca mi się w oczy szlochający i trzęsący się Karma. Wlepiam wzrok w podłogę, po czym ruszam do drzwi i wychodzę, nie oglądając się za siebie.

  Siedząc na tapczanie jak kołek, wpatruję się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Dawno nie czułem tak wszechogarniającej pustki. Jakaś część mnie z wielką chęcią sięgnęłaby po alkohol, aby utopić smutki, ale moje inne ja wie, że to nic nie da. Niekiedy na prawdę odnoszę wrażenie, że w tym ciele są dwaj różni Byou.
  Niespodziewanie do moich uszu dochodzi dźwięk pukania do drzwi ; pewnie to sąsiadka znów przyszła zeswatać mnie ze swoją córką pod pretekstem pożyczenia cukru... Nie mam zamiaru podnosić się z powodu takiego idiotyzmu.
- Byou-kun!
  Nie mam pojęcia, czy mam omamy, czy na prawdę Karma właśnie woła mnie z korytarza. Zanim wstaję, wzdycham ciężko. Ciężko sunąc stopami po podłodze, powoli zmierzam w kierunku drzwi. A może na prawdę tylko mi się wydawało, że go słyszę?.. Głośno przełykam ślinę, otwierając zamek w drzwiach. Kładę dłoń na klamce i naciskam ją. Otwieram drzwi, po czym odsuwam się na bok, aby wpuścić mojego gościa... którym rzeczywiście jest Karma! Warga mi drży. Tak bardzo chciałbym wziąć go w ramiona, ale nie jestem pewien, czy mogę. Nerwowo bawię się swoimi palcami, podczas gdy on przekracza próg mojego mieszkania. Zamykam za nim drzwi, lecz tym razem nie przekręcam zamka, bo mógłby to nieciekawie zrozumieć.
  Spoglądam na niego. Wpatruje się w podłogę, kiwając się w przód i w tył; przywykłem już do tego typu zachowań w jego wykonaniu, ale nadal trochę ciężko mi na to patrzeć...
- Chodźmy do salonu - mówię, drżącą ręką wskazując drzwi do odpowiedniego pomieszczenia.
  Robię jedynie jeden krok, po czym zatrzymuję się, gdyż chłopak mocno obejmuje mnie od tyłu. Czuję gorąco bijące od jego ciała, jego serce, które bije nadzwyczaj szybko oraz przyśpieszony oddech owiewający mój kark. Zamieram na moment. Odnoszę wrażenie, że do mojego podbrzusza dostały się nadpobudliwe motyle.
- Przepraszam - szepcze. - Wybacz mi, Byou-kun. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
  Czar prysł. Ukochany odsuwa się ode mnie z czymś w rodzaju... niechęci?.. Obracam się twarzą do niego. Po chwili namysłu pochylam się, zamykając oczy i namiętnie wpijam w jego kuszące usta, lecz on odsuwa się gwałtownie i zakrywa twarz dłonią.
- Przepraszam. Przepraszam, ale naprawdę nie mogę. Wybacz mi!
  Prędko wybiega na korytarz. Nawet nie potrafię zareagować. Nie rozumiem go. Absolutnie go nie rozumiem.

  Każdego z nas prędzej czy później spotyka w życiu jeden zawód, drugi, trzeci, czwarty i tak dalej. Każdy z nas ma na swoim koncie wiele niepowodzeń, porażek, jakąś nieszczęśliwą miłość. Najważniejsze jest, aby nie poddawać się w dążeniu do celu. Niestety ja się poddałem, przez co straciłem wszystko, co miało dla mnie większe znaczenie.
  W myślach odliczam od jednego do dziesięciu. Mocno odchylam się w tył. Sznur coraz bardziej zaciska się na mojej szyi.

piątek, 11 marca 2016

| 035 | Takashi ( DADAROMA ) x Sayula ( Scapegoat ) - Od dupy strony

UWAGA! TO JEST BEZNADZIEJNE! Z DUPY, DUPNE I O DUPIE. TYTUŁ MÓWI SAM ZA SIEBIE.
~~~
BOHATEROWIE:



























































Takashi ( DADAROMA ):



















Sayula ( Scapegoat ):



















~~~
- Nienawidzę tej pieprzonej roboty... - mamroczę pod nosem, zeskrobując z podłogi kosmiczną ilość stwardniałych gum do żucia. - Brakuje jeszcze tylko, żeby ktoś się zesrał...
  Jak na zawołanie tuż przed moją twarzą pojawia się goła wypięta dupa jakiegoś bachora.
- Co Ty, kurwa, robisz?! - krzyczę, prostując się.
- Ku-pe - sylabizuje drobny chłopiec, napinając się. 
  Ja pierdole, on na prawdę to robi... Ciężko wzdycham i odkładam szufelkę oraz nóż do tapet gdzieś na bok, po czym podchodzę do niego i podnoszę do góry. Niosę go jak najdalej, trzymając go daleko przed sobą, a on dosłownie sra w locie. 
- Satoshi! - wydziera się jakiś facet stojący na drugim końcu sali z podniesioną wysoko ręką.
  Gówniarz w moich rękach rzucając się jak glizda drze się na cały ryj:
- TAATOO! TAATOOO!
- Zamknij mordę! - mówiąc to, potrząsam nim mocno.
  Mężczyzna podbiega do nas w miarę szybko i bierze ode mnie dzieciaka.
- To coś - tu wskazuję na chłopca - to Twoje? Przydałoby się temu trochę wychowania, bo jak jeszcze kiedyś mi coś takiego odwali to go utopię w nocniku z jego własnymi szczochami.
  Ojciec gówniarza patrzy się na mnie przepraszająco, stawiając syna na podłodze.
- Podciągnij majtki i spodenki i niech ktoś Cię zaprowadzi do toalety, dobrze? - prosi go cichym i spokojnym głosem, po czym klepie go po pupie i dodaje: - No, idź.
  Malec posłusznie odchodzi w dal, poprawiając przy tym swoją odzież. 
- Bardzo za niego przepraszam... Takie epizody zdarzały się już wcześniej, ale nie potrafię go tego oduczyć... Moja mama też nie...
- To może matka niech się tym zajmie, bo od czegoś, do cholery, jest.
  Zwiesił głowę, przygryzł wargę i na moment niepewnie podniósł wzrok.
- Satoshi wychowuje się bez matki. Podrzuciła mi go i zwiała do Szwecji z jakimś Hindusem.
- Uhm... Pan wybaczy... - mówiąc to, kłaniam mu się głęboko.
- Jaki znowu "pan"?.. Jestem Sayula. 
  Zauważam przed sobą jego wyciągniętą dłoń, więc przestaję się pochylać i również podaję mu dłoń, mówiąc:
- Takashi. 
  Spoglądam mu w oczy, które - tak swoją drogą - są niesamowicie piękne. Uważnie, być może wręcz natarczywie, oglądam jego twarz, a następnie ciało; wygląda wymoczkowato i trochę jak dziecko małpki kapucynki z Syryjczykiem, ale tak poza tym to całkiem niezły jest. Kątem oka zauważam soczyste rumieńce na jego policzkach, przez co wybucham śmiechem. Zabieram dłoń, a następnie na chwilę podnoszę ręce do góry w geście kapitulacji.
- Sorry, gościu. Odruch bezwarunkowy.

/PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ/
- Ty mały sukinsynie... - mamroczę pod nosem, na widok wielkiego G na środku włochatego dywanu.
  Nie mogę się doczekać, aż Sayula w końcu wróci z roboty i uwolni mnie od tych męczarni. Mimo, że wylali mnie z roboty dwa miesiące temu, dochodzę do wniosku, że popełniłem błąd, zgadzając się na kilkugodzinną opiekę nad mocno nadpobudliwym Satoshim. Ten dzieciak ma gorsze ADHD niż wiewiórka z "Czerwony Kapturek: Historia prawdziwa" po kawie. 
- Albo zaraz przyjdziesz i posprzątasz, albo złapię Cię i wsadzę Ci ten uśmiechnięty ryj w Twoją dupną figurkę z brązu tak, że jeszcze za rok będziesz miał pamiątkę między jedynkami!
  Bachor nadal jest poza zasięgiem mojego wzroku, a ja coraz szybciej tracę cierpliwość. Zaraz chyba wybuchnę... Nagle słyszę skrzypienie, a następnie krótki trzask dobiegające z korytarza. Z radością biegnę przybyszowi naprzeciw. Pomimo, że z kilometra można by zauważyć, że jest zmęczony, mocno łapię go za rękę i ciągnę do salonu.
- Patrz - mówię, wskazując na niezbyt przyjemnie pachnące dzieło jego pierworodnego. - Zesrał się.
  Sayula wzdycha ciężko. 
- Znowu... 
  Spoglądam w jego stronę, a on w moją. Widzę, że kątem oka zauważa, że nadal nie zabrałem ręki, więc odsuwam ją jak oparzony.
- Przepraszam... - burczę pod nosem. - To ja już... pójdę...
  Kieruję się do wyjścia, lecz on przytrzymuje mnie za kaptur.
- Nic się nie stało. Jeśli chcesz... to możesz zostać...
- Ale Satoshi...
- Uhm... Czyli nie zauważyłeś, że zwiał do sąsiadki...
  Uśmiecham się pod nosem. Co za podstępny dzieciak.
- W takim razie... czemu nie?..
  Moim oczom ukazuje się przepiękny, uroczy uśmiech, przez który sztywnieje mi nie tylko serce. Łapię stojącego przy mnie mężczyznę za rękę i oplatam swoje palce wokół jego, patrząc się na niego jak zahipnotyzowany.
- Gdyby nie to gówno, wyrusiałbym Cię na dywanie.
- W sypialni mam fajny.
- Więc prowadź.
- Najpierw trzeba coś zrobić z dziełem mojego syna...
  Jego słowa przywracają mnie do brutalnej rzeczywistości. Ale cóż, muszę przyznać, że gdyby nie "genialny" pomysł Satoshiego zapewne nigdy byśmy się do siebie nie zbliżyli. Może to najwyższy czas, żebym pogodził się z tym, że nasza znajomość zaczęła się od dupy strony?
~~~
Tak, tak, znów zmieniłam pseudonim.