Jeśli są tu fani ADAMS - wiedzcie, że bardzo mi przykro z powodu śmierci Shota i że całym sercem jestem z wami, jego żoną, ADAMem oraz innymi bliskimi mu osobami. Mnie również boli jego odejście. To straszne. Nie potrafię sobie wyobrazić, co czują jego najbliżsi oraz Ci, którzy widzieli, jak słabnie. Zastanawiam się, czy gdyby zawołał pomoc, zamiast nadal śpiewać, byłby nadal z nami. Może nie chciał zawieść fanów, a być może miał zakodowane w genach ( jak wielu Japończyków zresztą ), że praca jest czymś ważniejszym od samego siebie. Mam nadzieję, że jest teraz w lepszym miejscu, gdzie nie czuje bólu. Chciałabym jakoś uczcić jego pamięć, ale nie mam pojęcia, jak mogłabym to zrobić.
~~~~
Na podstawie role play pisanego z Yune-chan.
~~~~
Na podstawie role play pisanego z Yune-chan.
~~~
BOHATEROWIE:
Karma
Minpha
~~~
Idąc, przeglądam Twittera i z głową w chmurach przez przypadek wpadam na czarnowłosego chłopaka, który wychodzi ze studia zawzięcie szukając czegoś w torebce.
- Uważaj, jak chodzisz - burczy, wyciągając upragnionego papierosa.
- Oh, przepraszam. - Zmieszany zwieszam głowę.
Nieznajomy zamyśla się na moment, po czym pyta z prędkością światła:
- Masz może zapalniczkę? Zapałki? Cokolwiek czym dałoby się wzniecić pożar?
Powoli unoszę głowę, nieśmiało się uśmiechając.
- Twoje ciało się liczy?
Marszczy brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi, a ja dziecinnie chichoczę, zakrywając usta ręką jak nastolatka.
- Wracając do pytania... - udaje, że mnie nie słyszy. - Masz czy nie masz?
- Może mam... - uśmiecham się diabolicznie. - ... a może nie mam...
- Zdecyduj się, nie mam całego dnia... - irytuje się. - Znaczy mam, ale niekoniecznie chce mi się stać w zimnie i na dodatek akurat TUTAJ - spogląda na wytwórnię, krzywiąc się jakby ciągnęło go na wymioty.
Również spoglądam w kierunku budynku.
- A ja właśnie tam idę.
Milczy, naciągając kaptur na głowę. Delikatnie chwytam go za nadgarstek.
- Mam ten ogień.
- Gdzie?
Szybkim ruchem wyciągam z kieszeni płaszcza paczkę fajek, otwieram ją i podaję chłopakowi bladoróżową zapalniczkę z przyklejonym na niej białym kociakiem.
- Nie wyglądasz na osobę palącą...
- Cóż powiedzieć? Pozory mylą.
Zapala papierosa.
- Dzięki.
Uśmiecham się nieśmiało. Nieco zestresowany bawię się swoimi dłońmi.
- Spoko, to nic takiego.
Chłopak dostrzega kogoś wychodzącego z wytwórni i na jego widok pośpiesznie gasi papierosa na swojej dłoni, po czym chowa niedopałek do kieszeni. Przybliżam się do niego i szepczę mu do ucha:
- Kto to?..
- Kolega z zespołu... Jak się dowie, że mam fajki, będę się musiał pożegnać z całą paczką.
Odsuwa się ode mnie.
- Mogę dać Ci swoje - proponuję, na co on wzdycha ciężko.
- Nie rozumiesz.
- Noo chyba nie...
- Ten koleś wypalił już wystarczająco dużo MOICH papierosów.
Mruży oczy nienawistnie, podążając spojrzeniem za fioletowowłosym mężczyzną.
- To daj mu moje...
- Nie.
- Jak chcesz... - Odwracam się i zrezygnowany robię krok w stronę budynku. - Chwila. Jak się zwiesz?
- Karma.
- A ja Minpha.
- Nie gwarantuję, że zapamiętam.
Wykrzywiam usta w dziwnym grymasie niezadowolenia.
- Szkoda. Bo ja zapamiętam na pewno.
- Czekaj. Zapisz mi to. - Podwija rękaw kurtki, po czym wyjmuje z kieszeni spodni żyletkę.
Spoglądam na niego z niedowierzaniem pomieszanym z dezorientacją.
- Wybacz, że tak się wyrażę... ale chyba Cię pojebało...
- Więc nie zapamiętam - wzrusza ramionami, czym pokazuje mi swoją obojętność. - A kartki i długopisu nie mam. - Chowa żyletkę w geście rezygnacji.
- A telefon masz?
- Rozładowany.
Wyciągam swój z drugiej kieszeni i podaję mu.
- To wpisz mi swój numer. Przypomnę się.
- Mam słabą pamięć do imion, numerów i dat. Wybacz.
- Eh... Szkoda... - Znowu robię dziwny grymas. - A może tutaj się spotkamy?
- Czemu tak Ci na tym zależy? Przyjaciół i rodziny nie masz?
Zwieszam głowę. Przyznaję, że jego słowa sprawiły mi przykrość.
- Tak się składa, że nie...
Milczy dłuższy czas, po czym wzdycha ciężko.
- Zajrzyj któregoś dnia do sali AvelCain... Siedzę tam do... - spogląda na zegarek na ręku. - ... około szesnastej.
Podnoszę głowę i szeroko się uśmiecham.
- Z chęcią!
Nagle słyszę głośny znajomy krzyk.
- Matsu, pedale! Dlaczego, do chuja, jeszcze nie ma Cię na próbie?!
Karma marszczy brwi spoglądając w stronę, z której dobiega wołanie. Wywracam oczami.
- To Chizuru, wokalista.
- Zdążyłem zauważyć po sile głosu...
- Eh.. - smutnieję. - To ja... już pójdę...
Czarnowłosy nic nie mówiąc, rusza w swoją stronę, więc ja również idę w swoją.
NASTĘPNEGO DNIA
Szybkim, śmiałym krokiem idę przez korytarz i docieram do drzwi z napisem "AvelCain". Wchodzę bez wahania. Zauważam, że Karma jest sam i śpi pod kanapą jak jakiś żul; to nieco urocze. Nieco. Podchodzę do niego, a on mruczy coś niewyraźnie przez sen. Delikatnie i niepewnie szturcham go palcem. Nie budzi się, więc muskam ustami jego czoło. Nagle otwiera oczy. Wygląda na przerażonego. Uśmiecham się delikatnie.
- Dzień dobry.
- Bry...
Podnosi się do siadu, rozmasowując skroń. Chichoczę.
- Raczej niezbyt wygodnie się spało, co?
- Zasnąłem na kanapie... - burczy, a ja głaszczę go po głowie jak dziecko.
- Biedactwo... Zrobić Ci masaż?
- Masaż?..
- Tak.
- Jak chcesz...
Klękam za nim na tapczanie. Układam się wygodnie.
- Wyskakuj z bluzki - rozkazuję, a on posłusznie wykonuje polecenie.
Przysuwam się bliżej niego i zaczynam intensywnie masować jego barki. Przymyka oczy z rozkoszy. Szepczę mu do ucha głosem przepełnionym seksapilem:
- Dobrze Ci?
W odpowiedzi jedynie mruczy potwierdzająco. Sunę lewą ręką na jego klatkę piersiową i bawię się sutkiem.
- C-co Ty?.. - odsuwa się ode mnie jakbym był trędowaty albo z Afryki czy Syrii.
Szybko mrugam oczami. Jestem zdezorientowany.
- Coś nie tak? Myślałem, że Ci się podoba...
- Podobało do momentu, w którym zacząłeś mnie obmacywać.
Zwieszam głowę smętnie i kulę ramiona niczym chłopiec, który rozczarował matkę.
- Przepraszam...
- Powiedz szczerze... Jakie Ty masz wobec mnie zamiary? - Mruży oczy.
Uśmiecham się diabolicznie.
- Pociągasz mnie. Chcę się z Tobą kochać każdego dnia i każdej nocy, a nawet częściej.
- Słucham? - Otwiera szerzej oczy w niedowierzaniu, a ja unoszę głowę nadal się uśmiechając.
- Dobrze słyszałeś.
- Jesteś jakiś chory...
Wstaję z tapczanu i odwracam głowę w stronę drzwi.
- Skoro nie chcesz, to ja lepiej sobie pójdę.
Wzdycha.
- Jak bardzo mnie pragniesz?
Uradowany spoglądam na niego.
- Bardzo. Tak bardzo jak jeszcze nikogo nigdy nie pragnąłem.
- Dlaczego?..
Rozchylam usta i nerwowo wciągam powietrze.
- Bo jesteś cholernie seksowny...
- Dam Ci się jeden raz i nie więcej, żebyś się odczepił - mówi w ogóle na mnie nie patrząc.
- Lepszy jeden raz niż w ogóle - uśmiecham się z satysfakcją.
- Ale co będę z tego miał? - spogląda na mnie.
Śmieję się, mówiąc:
- Orgazm?
- Coś oprócz tego? - wywraca oczami.
- A co byś chciał? - oblizuję usta w erotyczny sposób.
- Nie wiem.
Wywracam oczami tak, że zapewne, aż widać mi białka.
- UUUGHHH! To się zdecyduj!
Uśmiecha się pod nosem. Czy on celowo mnie tak irytuje?..
- Zdecyduj się albo wychodzę! - tupię nogą.
- Nie denerwuj się - śmieje się cicho. - Chcę, żebyś kupił mi lizaka.
- Eee?.. - zdezorientowany szybko mrugam oczami. - Tylko?..
- Jak na razie tak...
Uśmiecham się delikatnie. Karma z powrotem zakłada bluzkę. Marszczę brwi, nic nie rozumiejąc.
- Dlaczego się ubrałeś?
- Nie myślałeś chyba, że oddam Ci się w studiu, w którym jest od groma ludzi?
Wzdycham ciężko.
- A gdybym ja pozwolił Ci się wziąć... to zrobilibyśmy to tutaj?..
Przeczy, kręcąc głową. Nadymam policzki. Jestem niezadowolony. On wstaje, a ja odwracam głowę w stronę drzwi. Sięga po swoją torbę, po czym bez słowa wychodzi z sali. Przez moment stoję nieruchomo, lecz po chwili wybiegam z pomieszczenia jak oparzony. Odnajduję palącego papierosa czarnowłosego. Chłopak zaciąga się dymem, przymykając oczy. Przytulam go od tyłu, a on wzdycha cicho.
- Musisz mnie tak straszyć?..
Wtulam się mocniej i wciągam do płuc zapach jego włosów.
- Tak...
Burczy coś niewyraźnie pod nosem. Lekko unoszę głowę.
- Mówiłeś coś?
- Nie.
Gasi papierosa. Niechętnie się odsuwam, zwieszam głowę i powoli odchodzę w stronę drzwi. Coraz bardziej przyśpieszam kroku, aż zaczynam biec. Wybiegam z wytwórni i zaciągam się przepełnionym zanieczyszczeniami powietrzem. Po moim lewym policzku spływa łza. Opieram się o ścianę i osuwam po murze. Słabo mi. Zaczynam oddychać głośno i niemiarowo. Czuję na sobie czyjeś spojrzenie, więc patrzę w tamtym kierunku. Kątem oka zauważam dłoń Karmu wyciągniętą w moją stronę, więc podaję mu swoją dłoń.
- Zapraszam na herbatę... - mówi mało przekonująco.
Uśmiecham się nieśmiało.
- Z chęcią się napiję.
Odgarnia włosy z twarzy. Ze zdziwieniem zauważam, że nie puścił mnie. Zamyśla się, a ja lustruję wzrokiem jego twarz. Niestety puszcza moją dłoń. Robię smutny grymas i opuszczam głowę; włosy przysłaniają moją twarz. Karmu wyciąga telefon i zamawia taksówkę. Otulam się ramionami i przygryzam wargę. Chłód sprawia, że jeżą mi się odrastające włosy na rękach.
- Zimo Ci? - pyta jakby zaniepokojony.
- Tak...
Wyjmuje z torby czarną bluzę i podaje mi. Przyjmuję ją z radością, ubieram, po czym zapinam pośpiesznie.
- Dziękuję.
Nie otrzymuję odpowiedzi. Naciągam rękawy na dłonie. W przypływie odwagi pytam:
- Przytulisz mnie?..
Obejmuje mnie. nic nie mówiąc. Opieram głowę na jego ramieniu. Cóż za przyjemne uczucie. Ziewa cicho.
- Jesteś śpiący? - Wtulam się mocniej. Nagle dostrzegam taksówkę i wydaję z siebie jęk rezygnacji. - Dlaczego tak szybko?..
Patrzy na mnie pytająco.
- Taksówka przyjechała... - wzdycham. - Zdecydowanie za szybko...
- Nie rozumiem...
Uśmiecham się blado.
- Po prostu nie chcę przerywać tej chwili...
Wzdycha ciężko, po czym mówi:
- Poprzytulasz się później...
Uśmiecham się szeroko. Miło mi to słyszeć.
- Cieszę się. - Odsuwam się delikatnie. - A będziesz mnie trzymał za rękę?..
- Po co?..
Zapewne rumienię się, bo czuję, że pieką mnie policzki.
- Ot tak...
Przymyka oczy w geście rezygnacji. Puszczam go.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz.
- To dobrze...
Przez te krótkie słowa ogarnia mnie smutek.
- Chodź już do tej taksówki...
- Mhm...
Podchodzi do auta i otwiera drzwi. Również do niego podchodzę. Wsiada do środka, a ja za nim. Zamykam drzwi. Karma podaje kierowcy adres. Zrezygnowany opieram głowę o szybę. Tępo wpatruję się w przewijające się za oknem budynki. Samochód podskakuje na dziurze w drodze, a ja uderzam się, przez co wydaję z siebie cichy szloch bólu.
- Ała...
Rozmasowuję bolące miejsce. Pociągając nosem, osuwam się na siedzeniu. Po chwili dojeżdżamy na miejsce. Kręci mi się w głowie, wszystko widzę jak za mgłą. Chłopak płaci kierowcy i wysiada.
- Karma... - jęczę niemrawo.
Wyciągam przed siebie drżącą rękę. Słyszę, jak kierowca woła czarnowłosego. Tamten wraca się i pomaga mi wysiąść. Chwieję się na nogach.
- Karma... Ja nic nie widzę...
- Co?.. - słyszę szok w jego głoście.
Przypadkowo przechylam się na niego.
- Uderzyłem się podczas jazdy...
Wzdycha ciężko, po czym obejmuje mnie w pasie i rusza przed siebie.
- Masz szczęście, że mieszkam blisko szpitala.
- Dziękuję...
Milczy, a ja nie mówię nic więcej. Po mniej więcej paru minutach dochodzimy do celu. Zatrzymujemy się.
- Coś nie tak?..
- Zamknęli przez jakąś awarię...
- Cholera...
- Teraz jedyny szpital jest na drugim końcu miasta...
- Może... może po prostu pomóż mi usiąść... Może... przejdzie...
Bierze mnie na ręce, po czym rusza w stronę swojego bloku.
- Uch?.. - dziwię się. - Co Ty robisz?..
Milczy. Zamykam oczy.
Stawia mnie na nogi dopiero w windzie. Otwieram oczy.
- Wiesz co?.. Już lepiej widzę...
- To dobrze - mówi obojętnie.
- Znowu jesteś chłodny...
- Wydaje Ci się.
- No nie wiem...
- Jestem taki na co dzień.
- Jasne... Przez chwilę odnosiłem wrażenie, że się o mnie martwisz...
- Bo się martwiłem - wzdycha ciężko.
- No widzisz. Więc jednak nie zawsze jesteś chłodny - unoszę kąciki ust.
- W ogóle nie jestem chłodny - burczy.
- Wcaaaleee. - Przewracam oczami.
Winda staje. Karma wychodzi z niej, szukając kluczy w kieszeni. Również wychodzę. Chłopak odnajduje klucze i otwiera drzwi mieszkania. Staję przy nich.
- Będziesz tak stać?
- Czyli mam wejść pierwszy?
Kiwa głową, przez co rumienię się. Wchodzę, a on za mną. Zamyka drzwi. Rozglądam się. Jestem trochę skrępowany... Zdejmuje buty, po czym idzie do kuchni. Również zdejmuję buty i idę za nim.
- Jaką herbatę pijesz?
- Masz zieloną w torebce?
- Mam każdy rodzaj...
- To poproszę zieloną w torebce.
Wyjmuje z szafki małą torebkę i wrzuca ją do jednego z krwistoczerwonych kubków stojących przy ścianie. Opieram się o parapet. Nalewa wody do czajnika i stawia go na gazie. Słyszę miauknięcie, więc szukam źródła tego dźwięku.
- Masz kota?
- Mhm...
- Gdzie? - pytam się radośnie.
- Um... Nie wiem. Gdzieś tam... - macha lekceważąco ręką.
- Pff. Jak możesz mieć gdzieś swojego kota? - prycham oburzony. Podnoszę się. - Idę go poszukać. - Wychodzę z kuchni.
- Jak chcesz... Tylko nie podepcz mi tekstów.
- Och. - Cofam się, słysząc szelest kartki. - Za późno...
Z kuchni dochodzi mnie jego ciężkie westchnienie.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało...
Biorę kartkę w ręce i idę z nią do kuchni. Nagle pojawia się obok mnie czarny kot o hipnotyzujących zielonych oczach.
- Ważne było?.. - wystraszony oddaję Karmu podartą na pół kartkę.
- Tak trochę... - krzywi się.
Kulę się. Jestem zły sam na siebie, że zniszczyłem własność tegoż wokalisty.
- Przepraszam...
- Już mówiłem, że nic się nie stało... Przepiszę to...
- Da się?..
- Mhm...
- To dobrze...
Zsuwa się z parapetu i wyłącza gaz, po czym zalewa herbatę wrzątkiem. Chwilę bawię się paznokciami, a następnie schylam i biorę kota na ręce. Karma spogląda na mnie. Wpatruję się w czarną sierść zwierzaka i głaszczę go po niej; jest taka błyszcząca i miękka...
- Mogę mieć teraz nadzieję, że kot jest lepszy ode mnie?
- Kota nie wyrucham... Nie jestem przecież zoofilem.
- Aktualnie jestem w stanie posądzić Cię o wszystkie dziwactwa.
Patrzę się na niego i uśmiecham ironicznie, nie przerywając wcześniejszej czynności. Chłopak siada na krześle. Podążam za nim wzrokiem. Kładzie głowę na stole, zamykając oczy.
- Ej, chyba nie masz zamiaru iść teraz spać.
- A czemu nie? To bardzo dobry pomysł...
- Nie!
Odstawiam kociaka na podłogę i szybko podchodzę do Karmu. Ujmuję jego twarz w dłonie i namiętnie całuję.
- Obudź się, śpiąca królewno. Idziemy się pieprzyć.
- Teraz? A herbata?
Podchodzę do blatu, biorę kubek w ręce i wypijam cały napar na dwa razy. Wracam do chłopaka.
- Ja już.
- Naprawdę aż tak Ci na tym zależy? - unosi jedną brew.
Przytulam go mocno.
- Właściwie... to możemy po prostu się poprzytulać...
Patrzy się na mnie jak na idiotę.
- Zdecyduj się.
Uśmiecham się pod nosem.
- Tulić.
Patrzy się na mnie jak na idiotę.
- Zdecyduj się.
Uśmiecham się pod nosem.
- Tulić.
- Byłeś kiedykolwiek u psychiatry?
- Tak... - odsuwam się i podwijam rękawy okrywające lewą dłoń, tym samym odsłaniając liczne blizny po cięciach.
- I?
Zwieszam głowę. Dziwnie mi mówić mu o tym.
- Nie pomógł...
Podwijam rękawy jeszcze wyżej tak, aby Karma zauważył świeższe rany. Milczy, a ja zaciskam wargi, próbując powstrzymać łzy; nie wychodzi mi to.
- Jeśli myślisz, że zacznę Ci współczuć, to się mylisz.
Wstaje i podchodzi do lodówki; otwiera ją i wyjmuje jakiś jogurt. Ocieram łzy dłońmi, poprawiam ubrania i idę na korytarz.
- A Ty gdzie?
Zakładam lolicie pantofelki.
- Do domu.
- Już Ci się znudziłem? - pyta obojętnie, otwierając opakowanie.
Prostuję się i patrzę mu prosto w oczy.
- Nie znudziłeś. Po prostu jesteś wyprany ze wszystkiego.
- Czyli dasz mi spokój? - uśmiecha się ironicznie.
Odwracam się na pięcie i otwieram drzwi.
- Tak.
Wychodzę i zamykam je za sobą. Powoli idę korytarzem. Zatrzymuję się i siadam na zimnej posadzce. Podciągam nogi pod brodę i obejmuję je ramionami. Po jakiś kilku minutach zasypiam.
Budzę się, kiedy do moich uszu dociera odgłos czyiś kroków. To Karma. Niestety zauważa mnie.
- Mówiłeś, że idziesz do domu.
Z trudem podnoszę głowę i patrzę na niego zaspanymi oczyma.
- Jak widać - nie dotarłem.
Wzdycha.
- Chodź, prześpisz się u mnie...
Przecieram oczy palcami, po czym nieudolnie próbuję się podnieść. Upadam na tyłek. Czarnowłosy wywraca oczami i pomaga mi wstać.
- Dziękuję.
Spogląda na mnie, uśmiechając się ledwo widocznie. Unoszę kąciki ust tak, że widać mi zęby przez co zapewne wyglądam jak chomik.
- Uśmiechnąłeś się! Wyglądasz uroczo, kiedy to robisz.
- Doprawdy? - niedowierzając, unosi brew.
Wchodzi do mieszkania, a ja za nim.
- Tak.
- Nie wymyślaj.
- Nie wymyślam!
- Nie, wcale.
Zdejmuje buty.
- No nie.
Też zdejmuję buty. On wzdycha ciężko.
- Tak w ogóle to Twoja bluza jest bardzo wygodna - mówię, czym rozśmieszam go.
- Jakbym tego nie wiedział.
Uśmiecham się delikatnie. Idzie do salonu, a ja podążam za nim. Zbiera kartki ze stolika i siada na sofie. Kładę się obok niego i zwijam w kłębek. Czuję, że spogląda na mnie. Próbuję ułożyć się wygodniej. Słyszę szelest kartek. Niechcący uderzam ręką w Karmu. Ze strachu podnoszę się gwałtownie.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało...
- Na pewno?..
- Mhm...
Znowu się kładę. Karma podaje mi poduszkę. Unoszę głowę i kładę ją na miękkim jaśku. Zamykam powieki. Chwytam ręką rąbek poduszki. Otwieram oczy zaskoczony, że nie słyszę już szelestu kartek. Siadam. Zauważam żyletkę w palcach chłopaka.
- CO TY ROBISZ, DO CHOLERY?!
- Nudzę się.
- Są ciekawsze zajęcia niż bawienie się żyletką.
- Nie dla mnie.
- To... - Siadam na nim okrakiem i muskam jego usta swoimi. - ... nie jest ciekawsze?..
Odwraca wzrok, przygryzając wargę. Chwytam go za podbródek i obracam tak, by patrzał w moje oczy.
- Odpowiedz.
Wkładam mu zimną dłoń pod bluzkę i przesuwam po brzuchu chłopaka. Zjeżdżam niżej, wyciągam ja spod bluzki i kładę na kroczu. Zachęcająco kręcę pupą.
- Przestań...
- Nie podoba Ci się?..
Zaczynam intensywnie masować jego męskość.
- N-nie...
Uśmiecham się.
- Właśnie widzę.
Karma zagryza wargi.
- Nie powstrzymuj się... - Liżę jego szyję od dołu do góry. - Chcę usłyszeć, jak jęczysz... - Rozpinam mu spodnie i kontynuuję masaż przez same bokserki.
- Tak... - odsuwam się i podwijam rękawy okrywające lewą dłoń, tym samym odsłaniając liczne blizny po cięciach.
- I?
Zwieszam głowę. Dziwnie mi mówić mu o tym.
- Nie pomógł...
Podwijam rękawy jeszcze wyżej tak, aby Karma zauważył świeższe rany. Milczy, a ja zaciskam wargi, próbując powstrzymać łzy; nie wychodzi mi to.
- Jeśli myślisz, że zacznę Ci współczuć, to się mylisz.
Wstaje i podchodzi do lodówki; otwiera ją i wyjmuje jakiś jogurt. Ocieram łzy dłońmi, poprawiam ubrania i idę na korytarz.
- A Ty gdzie?
Zakładam lolicie pantofelki.
- Do domu.
- Już Ci się znudziłem? - pyta obojętnie, otwierając opakowanie.
Prostuję się i patrzę mu prosto w oczy.
- Nie znudziłeś. Po prostu jesteś wyprany ze wszystkiego.
- Czyli dasz mi spokój? - uśmiecha się ironicznie.
Odwracam się na pięcie i otwieram drzwi.
- Tak.
Wychodzę i zamykam je za sobą. Powoli idę korytarzem. Zatrzymuję się i siadam na zimnej posadzce. Podciągam nogi pod brodę i obejmuję je ramionami. Po jakiś kilku minutach zasypiam.
Budzę się, kiedy do moich uszu dociera odgłos czyiś kroków. To Karma. Niestety zauważa mnie.
- Mówiłeś, że idziesz do domu.
Z trudem podnoszę głowę i patrzę na niego zaspanymi oczyma.
- Jak widać - nie dotarłem.
Wzdycha.
- Chodź, prześpisz się u mnie...
Przecieram oczy palcami, po czym nieudolnie próbuję się podnieść. Upadam na tyłek. Czarnowłosy wywraca oczami i pomaga mi wstać.
- Dziękuję.
Spogląda na mnie, uśmiechając się ledwo widocznie. Unoszę kąciki ust tak, że widać mi zęby przez co zapewne wyglądam jak chomik.
- Uśmiechnąłeś się! Wyglądasz uroczo, kiedy to robisz.
- Doprawdy? - niedowierzając, unosi brew.
Wchodzi do mieszkania, a ja za nim.
- Tak.
- Nie wymyślaj.
- Nie wymyślam!
- Nie, wcale.
Zdejmuje buty.
- No nie.
Też zdejmuję buty. On wzdycha ciężko.
- Tak w ogóle to Twoja bluza jest bardzo wygodna - mówię, czym rozśmieszam go.
- Jakbym tego nie wiedział.
Uśmiecham się delikatnie. Idzie do salonu, a ja podążam za nim. Zbiera kartki ze stolika i siada na sofie. Kładę się obok niego i zwijam w kłębek. Czuję, że spogląda na mnie. Próbuję ułożyć się wygodniej. Słyszę szelest kartek. Niechcący uderzam ręką w Karmu. Ze strachu podnoszę się gwałtownie.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało...
- Na pewno?..
- Mhm...
Znowu się kładę. Karma podaje mi poduszkę. Unoszę głowę i kładę ją na miękkim jaśku. Zamykam powieki. Chwytam ręką rąbek poduszki. Otwieram oczy zaskoczony, że nie słyszę już szelestu kartek. Siadam. Zauważam żyletkę w palcach chłopaka.
- CO TY ROBISZ, DO CHOLERY?!
- Nudzę się.
- Są ciekawsze zajęcia niż bawienie się żyletką.
- Nie dla mnie.
- To... - Siadam na nim okrakiem i muskam jego usta swoimi. - ... nie jest ciekawsze?..
Odwraca wzrok, przygryzając wargę. Chwytam go za podbródek i obracam tak, by patrzał w moje oczy.
- Odpowiedz.
Wkładam mu zimną dłoń pod bluzkę i przesuwam po brzuchu chłopaka. Zjeżdżam niżej, wyciągam ja spod bluzki i kładę na kroczu. Zachęcająco kręcę pupą.
- Przestań...
- Nie podoba Ci się?..
Zaczynam intensywnie masować jego męskość.
- N-nie...
Uśmiecham się.
- Właśnie widzę.
Karma zagryza wargi.
- Nie powstrzymuj się... - Liżę jego szyję od dołu do góry. - Chcę usłyszeć, jak jęczysz... - Rozpinam mu spodnie i kontynuuję masaż przez same bokserki.
- Prze... Przestań...
- Ale dlaczego?.. - Przechylam głowę w lewo i przyglądam mu się. - Odpowiedz!
Uderzam go z otwartej dłoni w twarz. Uśmiecha się pod nosem, łapiąc się za bolące miejsce.
- A więc tak lubisz... - Nie pokazując swojej radości, nachylam się nad jego uchem. - ... dziwko...
Ponownie go uderzam.
- Masz jęczeć, rozumiesz?!
- A bo?
- BO TAK MÓWIĘ, SUKO!
Przerywam pieszczotę i wstaję. Rozpinam bluzę, po czym rzucam ją w tył.
- Rozbieraj się.
- Nie chcę. - Uśmiecha się ironicznie.
Zdenerwowany marszczę brwi. Podchodzę do Karmu i zabieram mu żyletkę z ręki. Rozcinam mu nią wszystkie ubrania.
- No. Od razu lepiej.
- Pojebało Cię...?!
- Może. - Uśmiecham się.
- Odkupisz mi to.
- Oczywiście - kiwam głową.
Odsuwam się, a on wykrzywia usta. Śmieję się krótko, po czym ściągam płaszcz. Rozwiązuję tasiemki w sukience, a ta opada na podłogę, ukazując moje całkowicie nagie ciało. Czarnowłosy odwraca wzrok. Wychodzę z sukienki i podchodzę do niego, a on ignoruje mnie.
- Ssij.
- Słucham? - spogląda na mnie, mrużąc oczy.
- Ssij, szmato.
Chwytam go za włosy. Dopiero po chwili bierze mojego penisa do ust.
- Mmm...
Luzuję chwyt, ale po chwili zacieśniam go jeszcze bardziej. Karma zaczyna powoli poruszać głową.
- Szybciej... - rozkazuję, a on posłusznie przyśpiesza.
- Aaa-ah...
Czarnowłosy po chwili chce się odsunąć.
- Nie!
Popycham jego głowę tak, że ma w gardle całe moje przyrodzenie. Krztusi się, a ja uśmiecham się sadystycznie.
- Będziesz grzecznym chłopcem? - pytam, a on przytakuje.
- No to grzecznie ssij.
Nieco osłabiam ucisk na głowie chłopaka. Porusza nią w tym samym tempie, co wcześniej. Jęczę przeciągle. Spogląda na mnie. Odchylam głowę w tył. Ukeś znów chce się odsunąć. Mocniej go przytrzymuję i wzdycham. Odpycha mnie, więc uderzam go pięścią w twarz, przez co szklą mu się oczy. Szarpię go do góry za włosy.
- Miałeś być grzeczny.
Spuszcza wzrok. Popycham go na podłogę, a ten upada na plecy. Gwałtownie rozsuwam jego nogi.
- Zostaw... - błaga mnie.
Chwytam go za szyję.
- Nie.
Wchodzę w niego brutalnie, wywołując u niego wrzask bólu. Poruszam się szybko i chaotycznie. Chłopak zaciska powieki. Zaciskam dłoń na jego szyi. Łapie mnie za nadgarstek, więc drugą dłonią strącam jego dłoń.
- P-puść...
Wybucham śmiechem; zabawny jest...
- Nie.
- D-dusisz...
- Pff. No wow.
Patrzy na mnie zaszklonymi oczami. Zaczynam trząść się w ekstazie, podczas gdy on stara się złapać oddech. Nieco luzuję ucisk. Karma zamyka oczy, a ja zwalniam tempo. Zagryza wargę. Zabieram dłoń z jego szyi i kładę mu ją delikatnie na głowie. Głaszczę go po włosach. Po chwili zaczyna cicho pojękiwać. Wzdycham.
- Mocniej... - jęczy czarnowłosy.
Lekko przyśpieszam. Wbija paznokcie w moje plecy, co sprawia, że syczę z bólu. Spogląda na mnie przepraszająco - uśmiecham się delikatnie na ten widok. Chłopak przygryza wargi.
- Nie powstrzymuj...
- Ściany są cienkie... Sąsiedzi będą n-na mnie krzywo p-patrzeć...
- Proszęę... - jęczę.
- N-nie...
- Chcę Cię usłyszeeć... Ach...
Zagryza wargi mocniej.
- Proooszeee-ee... - Odchylam głowę do tyłu. - Mmm...
Kręci głową na znak, że nie ulega moim błaganiom.
- W takim razie koniec tego dobrego. - Wychodzę z niego i wstaję. - Ja mogę zrobić sobie dobrze ręką.
Idę do łazienki. Siadam na zimnych kafelkach, po czym biorę w dłoń swojego penisa. Ruszam nią, a drugą masuję jądra. Po kilku minutach dochodzę, jęcząc głośno i przeciągle. Zmęczony podnoszę się z trudem i wracam do salonu.
- Chodź spać.
- Nie ruszę się stąd... - mówi cicho.
Biorę go na ręce i ruszam do sypialni. Kiedy dochodzę do drzwi, on ma już przysypia.
- Otworzysz, kochanie? Jak nie widzisz - ja nie mam jak - śmieję się wesoło.
Bez podnoszenia powiek sięga do klamki i otwiera drzwi. Wchodzę do pokoju. Delikatnie kładę Karmu na łóżku, po czym układam się obok niego.
- Chodź tu do mnie.
- Po co?
Uśmiecham się delikatnie.
- Chcę Cię tylko przytulić i nas przykryć.
- Jesteś okropny... - mówi cicho.
Przygryzam wargę. Wstaję z łóżka i idę do salonu, gdzie szybko się ubieram.
- Wychodzę!
Urażony udaję się do salonu. Z sypialni moich uszu dobiega wypowiedziane smutnym głosem "Zostań". Prycham.
- Po co?..
- Bo tak - wzdycha.
- Błagam Cię, facet... Jęczeć podczas seksu nie chcesz, przytulić się nie chcesz - wyrzucam mu. - Nie ma z Ciebie pożytku.
- Powiedziałem, do cholery, że tu są cienkie ściany - podnosi głos. - Jak chcesz, żebym jęczał, to mogłeś zabrać mnie do love hotelu.
- Wiedziałeś, że będziemy się pieprzyć, więc mogłeś zaprosić mnie tam, a nie do swojego mieszkania - cedzę przez zęby.
- Och, to nie moja wina, że nie masz nad sobą samokontroli. Ja zaprosiłem Cię TYLKO na herbatę.
Wywracam oczami.
- Idę sobie, a Ty rób, co chcesz.
Zakładam buty i otwieram drzwi, po chwili jednak zamykam je. Idę do sypialni. Całuję Karmu w czoło, a następnie szepczę:
- Do następnego...
- Była mowa o jednym razie, nie o następnych... - wzdycha zrezygnowany, na co uśmiecham się delikatnie.
- Nieskończony się nie liczy.
- Wystarczająco się nacierpiałem - prycha.
- Następny będzie delikatny... - gładzę do po policzku. - Obiecuję.
Wystawiam w jego stronę małego palca. Marszczy brwi, nie rozumiejąc. Ponownie się uśmiecham.
- Tak składam obietnice.
- Jak dziecko...
- Pff.
Odwracam się i ruszam do wyjścia.
- Jeszcze bardziej jak dziecko...
Otwieram drzwi, po czym wychodzę już bez słowa.
OWARI
- Ale dlaczego?.. - Przechylam głowę w lewo i przyglądam mu się. - Odpowiedz!
Uderzam go z otwartej dłoni w twarz. Uśmiecha się pod nosem, łapiąc się za bolące miejsce.
- A więc tak lubisz... - Nie pokazując swojej radości, nachylam się nad jego uchem. - ... dziwko...
Ponownie go uderzam.
- Masz jęczeć, rozumiesz?!
- A bo?
- BO TAK MÓWIĘ, SUKO!
Przerywam pieszczotę i wstaję. Rozpinam bluzę, po czym rzucam ją w tył.
- Rozbieraj się.
- Nie chcę. - Uśmiecha się ironicznie.
Zdenerwowany marszczę brwi. Podchodzę do Karmu i zabieram mu żyletkę z ręki. Rozcinam mu nią wszystkie ubrania.
- No. Od razu lepiej.
- Pojebało Cię...?!
- Może. - Uśmiecham się.
- Odkupisz mi to.
- Oczywiście - kiwam głową.
Odsuwam się, a on wykrzywia usta. Śmieję się krótko, po czym ściągam płaszcz. Rozwiązuję tasiemki w sukience, a ta opada na podłogę, ukazując moje całkowicie nagie ciało. Czarnowłosy odwraca wzrok. Wychodzę z sukienki i podchodzę do niego, a on ignoruje mnie.
- Ssij.
- Słucham? - spogląda na mnie, mrużąc oczy.
- Ssij, szmato.
Chwytam go za włosy. Dopiero po chwili bierze mojego penisa do ust.
- Mmm...
Luzuję chwyt, ale po chwili zacieśniam go jeszcze bardziej. Karma zaczyna powoli poruszać głową.
- Szybciej... - rozkazuję, a on posłusznie przyśpiesza.
- Aaa-ah...
Czarnowłosy po chwili chce się odsunąć.
- Nie!
Popycham jego głowę tak, że ma w gardle całe moje przyrodzenie. Krztusi się, a ja uśmiecham się sadystycznie.
- Będziesz grzecznym chłopcem? - pytam, a on przytakuje.
- No to grzecznie ssij.
Nieco osłabiam ucisk na głowie chłopaka. Porusza nią w tym samym tempie, co wcześniej. Jęczę przeciągle. Spogląda na mnie. Odchylam głowę w tył. Ukeś znów chce się odsunąć. Mocniej go przytrzymuję i wzdycham. Odpycha mnie, więc uderzam go pięścią w twarz, przez co szklą mu się oczy. Szarpię go do góry za włosy.
- Miałeś być grzeczny.
Spuszcza wzrok. Popycham go na podłogę, a ten upada na plecy. Gwałtownie rozsuwam jego nogi.
- Zostaw... - błaga mnie.
Chwytam go za szyję.
- Nie.
Wchodzę w niego brutalnie, wywołując u niego wrzask bólu. Poruszam się szybko i chaotycznie. Chłopak zaciska powieki. Zaciskam dłoń na jego szyi. Łapie mnie za nadgarstek, więc drugą dłonią strącam jego dłoń.
- P-puść...
Wybucham śmiechem; zabawny jest...
- Nie.
- D-dusisz...
- Pff. No wow.
Patrzy na mnie zaszklonymi oczami. Zaczynam trząść się w ekstazie, podczas gdy on stara się złapać oddech. Nieco luzuję ucisk. Karma zamyka oczy, a ja zwalniam tempo. Zagryza wargę. Zabieram dłoń z jego szyi i kładę mu ją delikatnie na głowie. Głaszczę go po włosach. Po chwili zaczyna cicho pojękiwać. Wzdycham.
- Mocniej... - jęczy czarnowłosy.
Lekko przyśpieszam. Wbija paznokcie w moje plecy, co sprawia, że syczę z bólu. Spogląda na mnie przepraszająco - uśmiecham się delikatnie na ten widok. Chłopak przygryza wargi.
- Nie powstrzymuj...
- Ściany są cienkie... Sąsiedzi będą n-na mnie krzywo p-patrzeć...
- Proszęę... - jęczę.
- N-nie...
- Chcę Cię usłyszeeć... Ach...
Zagryza wargi mocniej.
- Proooszeee-ee... - Odchylam głowę do tyłu. - Mmm...
Kręci głową na znak, że nie ulega moim błaganiom.
- W takim razie koniec tego dobrego. - Wychodzę z niego i wstaję. - Ja mogę zrobić sobie dobrze ręką.
Idę do łazienki. Siadam na zimnych kafelkach, po czym biorę w dłoń swojego penisa. Ruszam nią, a drugą masuję jądra. Po kilku minutach dochodzę, jęcząc głośno i przeciągle. Zmęczony podnoszę się z trudem i wracam do salonu.
- Chodź spać.
- Nie ruszę się stąd... - mówi cicho.
Biorę go na ręce i ruszam do sypialni. Kiedy dochodzę do drzwi, on ma już przysypia.
- Otworzysz, kochanie? Jak nie widzisz - ja nie mam jak - śmieję się wesoło.
Bez podnoszenia powiek sięga do klamki i otwiera drzwi. Wchodzę do pokoju. Delikatnie kładę Karmu na łóżku, po czym układam się obok niego.
- Chodź tu do mnie.
- Po co?
Uśmiecham się delikatnie.
- Chcę Cię tylko przytulić i nas przykryć.
- Jesteś okropny... - mówi cicho.
Przygryzam wargę. Wstaję z łóżka i idę do salonu, gdzie szybko się ubieram.
- Wychodzę!
Urażony udaję się do salonu. Z sypialni moich uszu dobiega wypowiedziane smutnym głosem "Zostań". Prycham.
- Po co?..
- Bo tak - wzdycha.
- Błagam Cię, facet... Jęczeć podczas seksu nie chcesz, przytulić się nie chcesz - wyrzucam mu. - Nie ma z Ciebie pożytku.
- Powiedziałem, do cholery, że tu są cienkie ściany - podnosi głos. - Jak chcesz, żebym jęczał, to mogłeś zabrać mnie do love hotelu.
- Wiedziałeś, że będziemy się pieprzyć, więc mogłeś zaprosić mnie tam, a nie do swojego mieszkania - cedzę przez zęby.
- Och, to nie moja wina, że nie masz nad sobą samokontroli. Ja zaprosiłem Cię TYLKO na herbatę.
Wywracam oczami.
- Idę sobie, a Ty rób, co chcesz.
Zakładam buty i otwieram drzwi, po chwili jednak zamykam je. Idę do sypialni. Całuję Karmu w czoło, a następnie szepczę:
- Do następnego...
- Była mowa o jednym razie, nie o następnych... - wzdycha zrezygnowany, na co uśmiecham się delikatnie.
- Nieskończony się nie liczy.
- Wystarczająco się nacierpiałem - prycha.
- Następny będzie delikatny... - gładzę do po policzku. - Obiecuję.
Wystawiam w jego stronę małego palca. Marszczy brwi, nie rozumiejąc. Ponownie się uśmiecham.
- Tak składam obietnice.
- Jak dziecko...
- Pff.
Odwracam się i ruszam do wyjścia.
- Jeszcze bardziej jak dziecko...
Otwieram drzwi, po czym wychodzę już bez słowa.
OWARI