niedziela, 15 listopada 2015

| 022 | Karma ( AvelCain ) x Ryuka ( Savage ) - Seiko cz. 2

DLA TSUDZUKU
~~~
  Dni mijają bardzo szybko; oprócz radości, wypełnia je także niepewność. Nadal przyjmuję zlecenia. Kiedy po wypełnieniu ich wracam do domu, Ryuka czeka na mnie z ciepłym posiłkiem przygotowanym według internetowego przepisu. Mimo że zawsze ciepło się z nim witam i chwalę jego zaradność, posyła mi chłodne, niekiedy potępiające spojrzenie. Boję się, że mnie znienawidził.
  Zmęczony wchodzę do mieszkania i opieram się o drzwi. Jest mi niedobrze, kręci mi się w głowie i chyba zaraz zemdleję. Mam dość. Ta praca powoli mnie wykańcza.
  Ociężale podążam do łazienki. Biorę w dłoń słuchawkę prysznica i pochylam się nad wanną. Odkręcam kurek. Lodowate krople zraszają mi twarz i, zmieszane ze łzami, rozmazują makijaż. Szlochając, padam na kolana. Mimowolnie puszczam metalową rączkę, a ona z głuchym hukiem upada na porcelanę.
  Woda smętnie skapująca z moich włosów wraz z coraz głośniejszym szlochem tworzy oryginalną melodię. Ręce luźno wiszą na brzegu wanny. Trzęsę się wręcz konwulsyjnie. Niespodziewanie czuję ciepło na barkach. Moje maleństwo nachyla się nade mną i mocno przytula, nie zważają na to, że niemal cały jestem mokry.
- Spokojnie... - szepcze. - Spokojnie...

  Siedząc na przeciw siebie, w ciszy nawijamy na widelce długi makaron. Spaghetti jest na prawdę wyśmienite, ale dziś nie mam siły, aby to powiedzieć.
- Co się wcześniej stało? - ku mojemu zaskoczeniu chłopiec przerywa ciszę.
- Nic takiego... - odpowiadam beznamiętnym głosem, tępo patrząc się w talerz.
- Nie kłam. Przecież widzę.
  Wkładam do buzi nieco jedzenia, po czym opieram widelec o brzeg naczynia. Składam dłonie jak do modlitwy i opieram o nie głowę. Gryzę długie nitki na mniejsze i przełykam. Podnoszę wzrok, lecz opuszczam go już po kilku sekundach. Nie wiem, co powiedzieć, JAK powiedzieć. Słowa grzęzną mi w gardle.
  Głęboko wciągam i wypuszczam powietrze przez usta. Mój oddech jest ciężki i drżący.
- No bo... Ja... Ja... Cholera, nie wiem, jak Ci to wyjaśnić...
- Zdradziłeś mnie? - w jego głosie nie ma żadnych emocji, sam spokój, a zadając to pytanie, obraca sztućcem.
- Mój boże! Nie! Nie potrafiłbym Ci tego zrobić.
- To dobrze - mówiąc to, ma na ustach blady uśmiech. Już nie bawi się widelcem.
- No więc... Ja... - przygryzam usta. - Chodzi o moją pracę.
- Mhm. A konkretniej? - znów kręci sztućcem.
  Wzdycham.
- Czuję, że to mnie wyniszcza... Wyniszcza mnie, nas, nasz związek...
- Być może.
  Głośno przełykam ślinę.
- Chciałbyś... żebym... z niej... odszedł?..
- Mam być szery czy skłamać?
- Czyli chcesz. Dobrze.

  Niecierpliwie chodzę w tę i z powrotem przed drzwiami mieszkania szefa. Po otrzymaniu ode mnie SMSa, kazał mi do siebie przyjechać. Na pewno go wkurwiłem...
  Drzwi otwierają się, a ja prawie nimi obrywam; odskakuję w ostatniej chwili. Mężczyzna gestem nakazuje mi wejść, więc robię to, uprzednio otrzepując buty ze śniegu. Rozglądam się po obszernym korytarzu. Ostatni raz byłem tu dość dawno i sporo się zmieniło. Trochę się boję. Po szefie wiele można się spodziewać.
  Prowadzi mnie do jeszcze obszerniejszego niż korytarz salonu. Siadamy naprzeciw siebie w ogromnych fotelach z materiału imitującego czarną skórę; czuję się przytłoczony rozmiarem tych mebli.
- A więc, mój drogi - wzdrygam się na dźwięk jego mocno zachrypłego, szorstkiego głosu. - Co Cię skłoniło, aby w ogóle pomyśleć o odejściu z mojej i n s t y t u c j i?.. Czyżby Twój nowy k o c h a ś?.. Ach, właśnie! - krzyczy w sztucznie radosny sposób, klaszcząc przy tym w dłonie. - Gdzież się on podziewa? Czyżby został w d o m k u?.. - składa ręce jak aniołek i patrzy się na mnie, mrugając rzęsami z udawaną zalotnością.
  To otwieram, to zamykam wargi; nie jestem pewien, czy zdać się na szczerość, więc nie mówię nic. Szef znienacka wybucha szaleńczym śmiechem. W szoku wytrzeszczam oczy. Facet wstaje i podchodzi do mnie bliżej, o wiele za blisko. Ponownie się wzdrygam, a on kładzie rękę na fotelu, po czym, przesuwając ją, okrąża go. Teraz stoi po mojej prawej i nachyla się nade mną.
- Zrobiłeś coś bardzo, bardzo, baardzo głupiego i gorzko za to zapłacisz - syczy mi do ucha, po czym prostuje się. - A teraz wracaj do domu. Jestem pewien, że n i e s p o d z i a n k a Ci się spodoba.
  Odchodzi w kierunku dużego okna, a ja czym prędzej zrywam się z miejsca i biegnę przed wieżowiec.

  Przepełniony lękiem otwieram drzwi mieszkania. Jedyny dźwięk, który zakłóca ciszę to dźwięk telewizora nastawionego na kanał informacyjny. Z niepokojem idę dalej. Na progu łączącym przedpokój z salonem dostrzegam początek dwóch stróżek krwi. Przez głowę szybko przelatuje mi wspomnienie mojego wyjścia z domu.
- Muszę już iść - w pośpiechu zakładam buty. Prostuję się i biorę jego twarz w dłonie. - Pamiętaj, kochanie, nikomu nie otwieraj. - Całuję go namiętnie, jakbym robił to po raz ostatni i wychodzę, zamykając za sobą drzwi na klucz.
  Biegnę wzdłuż czerwonych "ścieżek"; przerażenie otacza mnie ze wszystkich stron, oplata mój umysł i serce. Kiedy docieram do głównej części pokoju, staję jak wryty. Na białej kanapie leży mój Ryuka. Z jego rozciętych wzdłuż przedramion cieknie krew, która tworzy przed kanapą kałużę krwi. Na nogach jak z waty podchodzę do niego. Padam na kolana i zaczynam szlochać. Nie mogę oddychać. Łzy przesłaniają mi pole widzenia. Po omacku szukam jego dłoni. Biorę je w swoje i, błądząc palcami po nadgarstkach, szukam tętnic. Nie ma pulsu.

  Stoję nad jego grobem z ciemnoszarego marmuru, mnąc w dłoniach ubraną w białą sukienkę istotkę. Kucam i sadzam ją naprzeciw białych róż, które przynoszę dla mojego skarbu niemal codziennie i wkładam do dwóch średniej wielkości wazonów.
- Witaj, aniołku - szepczę. - Myślę, że już nadszedł czas, abym Ci ją przedstawił. Ma na imię Seiko. Jest ze mną już od równo ośmiu miesięcy, czyli od dnia Twojego pogrzebu. Jest dla mnie na prawdę bardzo ważna, ale oczywiście nie tak ważna, jak Ty. Co rano i co wieczór ubieram ją i czeszę. Lubię to robić. Tak więc... Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Kocham Cię.
  Biorę Seiko w obie dłonie, podnoszę się i odwracam. Idę, zostawiając za sobą szary nagrobek z wyrytym na nim:
Ryuka Seiko Toyoshima
18.03.2004 - 15.02.2015
~~~

2 komentarze:

  1. KRÓTKIE. KRÓTKIE. KRÓTKIE.
    Nazwisko Kazuyi~ Wohooo XD Kazuya czuje się wyróżniony. XDDD Nevermind...
    Czy wszystko musi kończyć się śmiercią? No błagaaaam... ;-;
    ~Yune (i Kazuya, ukryty w cieniu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie?.. Jak na moje opowiadania to bardzo długie... Tak myślę.
      Cóż, tutaj mi tak pasowało.

      Usuń