DLA BLACK CHERRY.
~~~
BOHATEROWIE:
Aki ( jako pan Hideki Kimura ):
Shindy ( jako Shinya ):
~~~
Chyba każdy wie, jak to w życiu bywa; raz na jakiś czas zostajemy trafieni strzałą amora, czasami trafnie, a czasem gorzej. Oczywiście wszyscy, którzy kiedykolwiek byli zakochani z pewnością pamiętają swoją pierwszą prawdziwą miłość. W moim przypadku było to dość... skomplikowane, że tak się wyrażę.
Miałem szesnaście lat. Po dwóch miesiącach od rozpoczęcia roku szkolnego mojej klasie zmieniono nauczyciela matematyki. Miłą i potulną jak baranek czterdziestoparoletnią panią Suzuki o sympatycznej buzi zastąpił na oko niewiele ponad dwudziestoletni sarkastyczny cham z grzywką na pół ryja; chodziły nawet pogłoski, że podbijał do jakiejś laski w klubie, ale okazała się być feministyczną lesbijką i przeorała mu prawy policzek paznokciami. Co prawda, od razu uznałem, że pan Kimura jest przystojny, ale z czasem... z czasem zacząłem coś do niego czuć, a to powoli się nasilało.
Doskonale pamiętam dzień, w którym zmieniło się niemal wszystko w moim życiu. To był piątek, 25 grudnia. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność; nie mogłem się doczekać, aż wrócę do domu i będę mógł w spokoju odpocząć, nie myśląc o następnym dniu, zadaniach domowych i innych takich. Na ostatniej godzinie katorgi ucieszyłem się, widząc, że za oknem zaczęły wirować grube płatki śniegu; marzyłem o tym by jak najszybciej ulepić bałwana.
Kiedy zadzwonił dzwonek, szybko zerwałem się z miejsca i spakowałem swoje rzeczy, po czym zarzuciłem plecak na ramię. Skierowałem się do wyjścia. Już miałem skręcić do drzwi, ale czyjaś ktoś zatrzymał mnie, kładąc swoją silną dłoń na moim barku.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać, Shinya-kun - usłyszałem za plecami głęboki głos.
Przelotnie zerknąłem za siebie. Mężczyzna głośno przełknął silnę, widziałem w jego oczach nieco strachu i niepewności, czyli coś, czego nie dane było mi zobaczyć kiedykolwiek wcześniej. Po kilku minutach zamieszania zostaliśmy w klasie tylko we dwoje. W końcu mnie puścił, więc odwróciłem się twarzą do niego.
- O co chodzi, proszę pana?
- To dość... drażliwy... temat... - zacinał się, co wprawiało mnie w niemały niepokój. - Może najpierw... Może najpierw lepiej Cię o coś spytam... Mogę?
- Tak, oczywiście - odpowiedziałem szybko; niecierpliwiłem się niesamowicie, czekając około trzydziestu sekund na ciąg dalszy wydarzeń.
- Jesteś może gejem?
Wytrzeszczyłem oczy, nie dowierzając; tego to się nie spodziewałem.
- Skąd panu to przyszło do głowy?
Wzruszył ramionami.
- Jakoś tak.
- Cóż, to pomylił się pan.
- W takim razie wybacz mi moją głupotę.
Ukłonił mi się w przepraszającym geście.
- Jestem biseksualny - wyznałem, mając dość widoku mocno pochylonego przede mną pana Hidekiego; gdyby ktoś wtedy wszedł, pewnie pomyślałby, że gościu robi mi loda...
Wyprostował się. Na jego ustach błądził delikatny uśmiech, w oczach miał chochliki.
- Czy coś jest na rzeczy z pańskiej strony? - spytałem ostrożnie, starając się go nie urazić, nie dotknąć go w czuły punkt czy coś.
Matematyk zrobił się czerwony na twarzy. To mi wystarczyło. Zrobiłem krok w przód. Stanąłem na palcach i, zarzucając mu ręce na szyję, złożyłem na jego ustach silny pocałunek. Opadłem na stopy, przygryzając dolną wargę.
- Lubi pan poczuć czasem odrobinę adrenaliny? - mówiąc to, uśmiechałem się szeroko.
Odwzajemnił uśmiech, a następnie przytulił mnie i musnął wargami moje czoło.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Od tamtego dnia minęły już równo dwa lata; bardzo szybko minął ten czas. Obecnie studiuję na drugim roku architektury, a On nadal uczy królowej nauk w tamtej szkole. Nie mieszkamy razem, ale nasi bliscy i znajomi wiedzą o nas, więc na razie możemy przynajmniej chodzić na randki i zostawać u siebie na noc. Za rok najprawdopodobniej będziemy grzali się w naszym wspólnym mieszkanku. Oboje zgodnie postanowiliśmy, że nie wyprowadzimy się z Tokio nawet, jak już skończę naukę; dobrze nam tutaj.
Teraz kończę pisać to krótkie wspomnienie, a mój ukochany Hideki śpi przy moim boku. Patrząc na tego mężczyznę jestem pewien, że dokonałem dobrych wyborów. Daje mi mnóstwo miłości i wspaniałych chwil, czuję się przy nim kimś więcej niż tylko zwyczajnym dziewiętnastolatkiem; czuję się wyjątkowy.
Miałem szesnaście lat. Po dwóch miesiącach od rozpoczęcia roku szkolnego mojej klasie zmieniono nauczyciela matematyki. Miłą i potulną jak baranek czterdziestoparoletnią panią Suzuki o sympatycznej buzi zastąpił na oko niewiele ponad dwudziestoletni sarkastyczny cham z grzywką na pół ryja; chodziły nawet pogłoski, że podbijał do jakiejś laski w klubie, ale okazała się być feministyczną lesbijką i przeorała mu prawy policzek paznokciami. Co prawda, od razu uznałem, że pan Kimura jest przystojny, ale z czasem... z czasem zacząłem coś do niego czuć, a to powoli się nasilało.
Doskonale pamiętam dzień, w którym zmieniło się niemal wszystko w moim życiu. To był piątek, 25 grudnia. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność; nie mogłem się doczekać, aż wrócę do domu i będę mógł w spokoju odpocząć, nie myśląc o następnym dniu, zadaniach domowych i innych takich. Na ostatniej godzinie katorgi ucieszyłem się, widząc, że za oknem zaczęły wirować grube płatki śniegu; marzyłem o tym by jak najszybciej ulepić bałwana.
Kiedy zadzwonił dzwonek, szybko zerwałem się z miejsca i spakowałem swoje rzeczy, po czym zarzuciłem plecak na ramię. Skierowałem się do wyjścia. Już miałem skręcić do drzwi, ale czyjaś ktoś zatrzymał mnie, kładąc swoją silną dłoń na moim barku.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać, Shinya-kun - usłyszałem za plecami głęboki głos.
Przelotnie zerknąłem za siebie. Mężczyzna głośno przełknął silnę, widziałem w jego oczach nieco strachu i niepewności, czyli coś, czego nie dane było mi zobaczyć kiedykolwiek wcześniej. Po kilku minutach zamieszania zostaliśmy w klasie tylko we dwoje. W końcu mnie puścił, więc odwróciłem się twarzą do niego.
- O co chodzi, proszę pana?
- To dość... drażliwy... temat... - zacinał się, co wprawiało mnie w niemały niepokój. - Może najpierw... Może najpierw lepiej Cię o coś spytam... Mogę?
- Tak, oczywiście - odpowiedziałem szybko; niecierpliwiłem się niesamowicie, czekając około trzydziestu sekund na ciąg dalszy wydarzeń.
- Jesteś może gejem?
Wytrzeszczyłem oczy, nie dowierzając; tego to się nie spodziewałem.
- Skąd panu to przyszło do głowy?
Wzruszył ramionami.
- Jakoś tak.
- Cóż, to pomylił się pan.
- W takim razie wybacz mi moją głupotę.
Ukłonił mi się w przepraszającym geście.
- Jestem biseksualny - wyznałem, mając dość widoku mocno pochylonego przede mną pana Hidekiego; gdyby ktoś wtedy wszedł, pewnie pomyślałby, że gościu robi mi loda...
Wyprostował się. Na jego ustach błądził delikatny uśmiech, w oczach miał chochliki.
- Czy coś jest na rzeczy z pańskiej strony? - spytałem ostrożnie, starając się go nie urazić, nie dotknąć go w czuły punkt czy coś.
Matematyk zrobił się czerwony na twarzy. To mi wystarczyło. Zrobiłem krok w przód. Stanąłem na palcach i, zarzucając mu ręce na szyję, złożyłem na jego ustach silny pocałunek. Opadłem na stopy, przygryzając dolną wargę.
- Lubi pan poczuć czasem odrobinę adrenaliny? - mówiąc to, uśmiechałem się szeroko.
Odwzajemnił uśmiech, a następnie przytulił mnie i musnął wargami moje czoło.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.
Od tamtego dnia minęły już równo dwa lata; bardzo szybko minął ten czas. Obecnie studiuję na drugim roku architektury, a On nadal uczy królowej nauk w tamtej szkole. Nie mieszkamy razem, ale nasi bliscy i znajomi wiedzą o nas, więc na razie możemy przynajmniej chodzić na randki i zostawać u siebie na noc. Za rok najprawdopodobniej będziemy grzali się w naszym wspólnym mieszkanku. Oboje zgodnie postanowiliśmy, że nie wyprowadzimy się z Tokio nawet, jak już skończę naukę; dobrze nam tutaj.
Teraz kończę pisać to krótkie wspomnienie, a mój ukochany Hideki śpi przy moim boku. Patrząc na tego mężczyznę jestem pewien, że dokonałem dobrych wyborów. Daje mi mnóstwo miłości i wspaniałych chwil, czuję się przy nim kimś więcej niż tylko zwyczajnym dziewiętnastolatkiem; czuję się wyjątkowy.
Drogi pamiętniczku,
Shinya