sobota, 13 lutego 2016

| 033 | Yoshiatsu x Karma - "Ame no waltz" cz. VII

*tydzień później*

  Wkładam dłoń do kieszeni, ale łapię pustkę. Cholera. Czym prędzej wybiegam ze szkoły. Nawet nie biorę pod uwagę autobusu. Pędzę najszybciej jak potrafię. Kiedy w końcu wpadam do domu, jestem cały mokry od potu. Ściągając buty, spoglądam w kierunku stołu. Rodzice siedzą naprzeciwko siebie. Matka przegląda jakieś czasopismo dla kobiet, a ojciec czyta swoją ulubioną gazetę, paląc papierosa. Pomiędzy nimi leży to, czego zapomniałem - mój telefon. Powoli podchodzę coraz bliżej. Wyciągam rękę do celu, ale cofam ją, bo Ona, niczym Oko Horusa, przewiduje, co chcę zrobić i kładzie na nim swoje tłuste łapsko.
- Chyba musimy porozmawiać... k o c h a n i e - wypowiada ostatnie słowo jak jadowity wąż, jakby chciała mnie nim ukąsić.
- Czego chcesz? - cedzę przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od krzyku.
  Ojciec powoli odsłania twarz, którą wcześniej zasłaniał polityczną, podobno pasjonującą lekturą. Kładzie przed sobą rozłożony egzemplarz.
- Po pierwsze: trochę szacunku do rodzicielki, gówniarzu - mówi, na co wywracam oczami, a on odwzajemnia się karcącym spojrzeniem. - Po drugie: usiądź grzecznie, bo naprawdę mamy z Tobą do pogadania.
  Odsuwa mi krzesło po swojej prawicy i wzrokiem nakazuje mi zrobić to, co powiedział. Niezbyt chętnie siadam na wyznaczonym miejscu.
- Znaleźliśmy w Twoim telefonie... - usiłuje kontynuować, lecz przerywam mu.
- Jak śmialiście grzebać w mojej własności?! - nie potrafię powstrzymać się od krzyku.
- ZNALEŹLIŚMY W TWOIM TELEFONIE - kontynuuje głośniej niż przed chwilą. - bardzo ciekawe wiadomości. - Aż czerwienieję ze złości, słysząc jego słowa. - "Wolisz, żebym nosił bokserki czy stringi?" "Skarbie, Twój tyłek we wszystkim wygląda zajebiście." - cytuje. - ALBO moje ulubione. "Kochanie, nie mogę się doczekać, aż znów będziemy się kochać. Byłeś cudowny." "Ja też nie mogę się doczekać. Nadal nie rozumiem, dlaczego ciągle powtarzasz, że masz małego." - wybucha śmiechem, a mi łzy nachodzą do oczu.
- Miej świadomość, że policja już o wszystkim wie - mówi matka, zamykając swoje pisemko.
- JAK MOGLIŚCIE?! - wrzeszczę, gwałtownie wstając. Krzesło z hukiem upada na podłogę, a ja wybiegam z domu. Boso.

  Trzymam się za głowę, siedząc na niewygodnym drewnianym krześle w mieszkaniu Tomo.
- Co mam teraz zrobić?.. - szepczę.
- Myślę, że powinieneś wyjechać, zmienić nazwisko i spróbować o wszystkim zapomnieć. - Spoglądam na niego. Jak gdyby nigdy nic zaciąga się papierosem, a ja nie mogę uwierzyć w to, co mówi. - Chociaż spróbuj. Rodzice tego chłopaka to bardzo wpływowi ludzie, mogą Cię zniszczyć.
- Mam to gdzieś - mówiąc to, patrzę mu się głęboko w oczy.
- Ogarnij się wreszcie! - krzyczy, agresywnie gestykulując rękoma. - Zrób to, jasne?!
  Wzdycham ciężko. Przyjaźnię się z Tomoyukim od dzieciaka. Szybko staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy przyszedł czas na szkołę średnią, zaczęliśmy spotykać się rzadziej; on poszedł do zwyczajnego liceum, a ja - do szkoły fryzjerskiej. Po ostatniej klasie kontynuował naukę na studiach administracyjnych, natomiast mi uczelnia nie była potrzebna do szczęścia - zostałem zauważony jako projektant. Obecnie Tomo jest komendantem jednego z większych posterunków policji w mieście, a moja kariera brnie do przodu. Przyznaję, znajomość z tym gościem bywa przydatna.
- Yoshiatsu, nie chcę, żeby...
- Słuchaj - przerywam mu. - Nie wyobrażam sobie życia bez Katsumiego, nie chcę go stracić, zostawić tak... - głos mi się łamie. - ... tak po prostu...
- To zrób to jakoś nadzwyczajnie. Ale zrób.

  Obok swoich drzwi zastaję moje kochanie pogrążone we śnie. Otwieram mieszkanie, po czym pochylam się i biorę go na ręce. Niosąc go do swojej sypialni dochodzę do smutnego wniosku, że to idealny moment. Delikatnie kładę chłopaka na łóżku. Spoglądam na niego; wygląda tak pięknie... Odwracam się na pięcie i ruszam do wyjścia. Wychodzę z mieszkania. Szybkim krokiem idę przed siebie.
  Po chwili wychodzę na świeże powietrze. Z nieba lecą potężne krople deszczu, ale mimo to przechodzę przez ulicę i zagłębiam się w park. Mija tylko kilka minut, a już znajduję to, czego szukałem - różany zagajnik. Pamiętam, jak Katsumi pokazał mi jedną z czarnych róż, mówiąc, że to najpiękniejszy kwiat, jaki kiedykolwiek widział. Wyszukuję ją wzrokiem, podchodzę i ostrożnie łamię łodygę na odpowiedniej wysokości.

  Powolutku kładę kwiat na jego piersi. Zamyślam się na moment. Kiedy wyrywam się z letargu, biorę jego dłonie i składam tak, aby przytrzymywały różę. Po raz ostatni pochylam się nad twarzą ukochanego. Całuję go namiętnie, ale zarazem delikatnie. Kończę dopiero wtedy, kiedy z moich oczu zaczynają wypływać łzy. Głaszcząc go po policzku, szepczę:
- Przepraszam. Ale staliśmy się brudni. Brudni od deszczu.
~~~
I oto koniec "Ame no waltz".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz