piątek, 19 czerwca 2015

| 012 | yo-ka x Shoya - Dzień, który zmienił moje życie ( mini-mini-[...]-mini shot )

Dla Yune.miko i Kity-pon. Mini-mini-[...]-mini shot, który mega-mega-[...]-mega nie wyszedł. ;;
~~~
UWAGA!!! Na potrzeby opowiadania wzrost Shoya został zmieniony tak, aby basista był niższy od wokalisty. A kolor włosów ma w tym shocie taki, a nie inny, bo... bo tak.
~~~
Gatunek: yaoi
Beta: ---
~~~
  Pewnego dnia do moich drzwi zapukał niski blondynek i przedstawił się jako Katsuya* Shoya. Poprosił mnie o korepetycje z muzyki. Zgodziłem się, ale tylko dlatego, że mi się fizycznie spodobał. Było coś uroczego w tym smutnym spojrzeniu i pulchnych policzkach.

  Podczas codziennych lekcji sporo się o nim dowiedziałem przez te pół roku. Np. że ma czternaście lat. Nielegalny...
  Właściwie to nie wiem, co mnie pokusiło, żeby brać się za takiego gówniarza. Popełniłem okropny błąd.
  Opowiem wam o dniu, w którym popełniłem najgorszą pomyłkę - o dniu, który zmienił moje życie.

  To był piątek. Chłopak, jak zawsze punktualnie, przyszedł do mnie o szesnastej. Korepetycje mijały w miarę spokojnie; od czasu do czasu dotykałem jego ud, a on nie protestował. Jak przystało na dobrego belfra - byłem w stosunku do niego cierpliwy, a on, jak dobry uczeń, z uwagą słuchał tego, co mówiłem i notował najważniejsze rzeczy.
  W pewnym momencie zaschło mi w gardle, więc udałem się do kuchni. Z lodówki wyciągnąłem butelkę wody opróżnioną w trzech czwartych i wódkę**. Zapewne łatwo się domyśliliście, co z tymi napojami zrobiłem.
  Wracając do salonu, pociągnąłem duży łyk. Usiadłem koło blondynka i poprosiłem go, aby wziął gitarę i zagrał mi "Dla Elizy". Posłusznie to zrobił. Piłem rozrzedzony alkohol, rozluźniałem się.
  Procenty skończyły się wraz z muzyką. Wtedy bardziej przysunąłem się do Katsuya.
- Ej młody - powiedziałem. - Zrób mi loda.
  Wytrzeszczył oczy; nie chciał tego zrobić i teraz to rozumiem. Ale wtedy nie rozumiałem, zmusiłem go. Płakał, kiedy pieprzyłem go w usta. Byłem potworem.
  Kiedy doszedłem, zrobiłem sobie chwilę na odpoczynek, jednakże nie trwała ona długo. Zsunąłem chłopakowi spodnie oraz bokserki i wszedłem w niego do końca. Krzyczał w niebo głosy, a po jego nogach spływała krew. Miałem wtedy gdzieś jego cierpienie. Teraz żałuję.
  Był taką wspaniałą osobą. Właśnie... BYŁ.

  19 czerwca 2009 roku***, godzina 17:30. W wyniku obrażeń wewnętrznych spowodowanych gwałtem Katsuya Shoya umiera.
~~~
* Katsuya - rzekomo jest to prawdziwe nazwisko Shoya.
** yo-ka w jednym z wywiadów przyznał, że ma słabą tolerancję na alkohol i powiedział, że gdyby się upił, prawdopodobnie rzucałby się przez sen i wymiotował.
*** 19.06 na w roku 2009 to na prawdę był piątek.
~~~
Rany, to jest krótsze od JAKIEGOKOLWIEK rozdziału "Romeo i Romeo". ;; Zabijcie mnie. (T_T)/~~~

piątek, 12 czerwca 2015

| 011| Romeo i Romeo IV. Odłamki.

W końcu wzięłam się za siebie i to napisałam. Długość oczywiście przebojowa. *kciuk w górę*

INFORMACJA. Rezygnuję z kategorii "Ostrzeżenia"; stwierdziłam, że robi za dużo spoilerów.
Łapajcie zdjęcie Akane:

Może się wam przydać podczas czytania.
~~~
Gatunek: yaoi
Beta: ---
~~~
- Oszalałeś! - krzyczy. - Aczkolwiek chyba się zgadzam. Hmm... - kładzie palec na ustach. - Tak, zgadzam się.
- Dziękuję! - uradowany rzucam mu się na szyję i całuję namiętnie.
- Ale w zamian za to jednak udostępnisz mi swój odbyt.
  Robię dziubek jak polska nastolatka i zerkam na bok z udawanym zastanowieniem.
- No nie wiem...
  Koichi śmieje się perliście.
- Dobry żart, kocie.
- Prawda?
  Z uśmiechem na ustach kładę się na łóżku. Różowowłosy siada na mnie okrakiem. Jęczę przeciągle, czując jego pośladki na swoim twardym do granic możliwości penisie. Chłopak rusza biodrami w przód i w tył, seksownie rozchylając przy tym usta.
- Jeśli zaraz mnie do końca nie rozbierzesz, dojdę w majtki.
- Och, wybacz mi mą głupotę.
  Schodzi ze mnie i staje na podłodze. Drżącymi, nie wiem, czy z podniecenia, czy ze strachu, dłońmi ściąga mi bokserki. Jest jeszcze taki nieporadny; widać, że dopiero niedawno zaczął. Jestem jego pierwszym i obym był ostatnim.
  Koichi pozbywa się również reszty swojego odzienia i wskakuje mi między nogi, które przed chwilą minimalnie rozsunąłem. Zarzucam mu je na plecy, a on opiera się po obu stronach mojej głowy i wchodzi we mnie bez przygotowania. Krzyczę wbijając paznokcie w leżącą pode mną kołdrę.
 Nawet na chwilę się nie zatrzymuje; nieprzerwanie porusza się we mnie w szybkim tempie. Koichi wzdycha prosto w moją twarz, po czym wydaje z siebie przeciągły jęk.
- Nie za szybko?
- Przepraszam.
  Dochodzi, a ja zaraz po nim. Kładzie się obok mnie.
- Na prawdę przepraszam... ale już tak mi się chciało...
  Ziewam. Moje powieki powoli opadają. Po chwili zapadam w sen.

  Budzę się, lecz nadal jestem zmęczony. Przecieram oczy. Spałem dwie godziny. Mój chłopak pochrapuje obok, a różowa grzywka zasłania mu niemal całą twarz. Głaszczę go po policzku. Uwielbiam czuć pod palcami jego skórę; jest taka delikatna, miła w dotyku.
  Wstaję. Idę do łazienki. Wkładam korek do wanny i odkręcam gorącą wodę. Dodaję trochę płynu do kąpieli, robię pianę i zakręcam kurek. Wchodzę.
  Woda parzy moje stopy. Mam wrażenie, jakby skóra miała ze mnie zejść, ale mimo to zanurzam się w niej po szyję. Odcinam się od świata.
  Rozmyślania przerywa mi skrzypienie drzwi. Otwieram oczy. To Koichi.
- Możesz protestować, ale i tak zrobimy to jeszcze w wannie.
  Wytrzeszczam oczy. Co za seksoholik.

- Dupa mnie boli.
  Siedzę na łóżku, a Koichi pakuje nieco moich rzeczy do plecaka, w którym są już jego ubrania. Opieram się rękoma o brzeg materaca.
- Jak ja będę siedział na motocyklu?..
- Położę Ci poduszkę pod pupę.
  Śmieję się. Jego poczucie humoru jest niesamowite.
- Interesująco by to wyglądało, nie sądzisz? - pyta. - Różowowłosy awangardowy nastolatek prowadzący czarnego ścigacza, a za nim siedzi jego blondynek z plecakiem zarzuconym na ramiona i poduszką pod tyłkiem.
  Razem wybuchamy śmiechem, lecz po chwili gwałtownie milkniemy.
- Myślisz, że damy sobie radę?.. - Zwieszam głowę, gdyż trochę mi wstyd - w końcu sam to wszystko wymyśliłem.
- Oczywiście, że tak. Jesteśmy silni.
  ...
  Gówno prawda. Silni nie uciekają, tylko starają się przetrwać, choćby byli w najgorszym bagnie. Jesteśmy słabi. Słabi jak lustra. Kiedy dosięgnie nas jakiś cios, pękamy. Z czasem pęknięcie robi się coraz większe, odchodzą z niego inne pęknięcia, tworzą się nowe, wywołane innym ciosem. W końcu pękamy na miliard odłamków. Jak puzzle z motywem impresjonizmu - nie da się nas później złożyć.

  Pędzimy ciągnącym się przez wzgórza asfaltem. Wchodząc w zakręt, Koichi próbuje zwolnić, lecz... nic się ie dzieje.
- Nosz kurwa, co jest?! - denerwuje się, ponownie próbując przyhamować.

[ Akane ] Siedzę na balkonie i spokojnie palę papierosa. Patrzę się na blok, w którym mieszka Shoya. Ciekawe, co teraz robi. Chciałbym móc się do niego przytulić, szeptać mu do ucha mruczące "Kocham Cię". Ale on woli tego dziwaka. Co w nim widzi? Wysoki i kościsty, a w dodatku te włosy; wygląda jak miotła z różowymi włosami, a nie jak facet. A ja? Też jestem wysoki, ale mam trochę mięśni i brązowe włosy zamiast jakiegoś pedalskiego kolorku.
  Nagle przychodzi mi do głowy niepokojąca myśl. A co, jeśli Shoya też będzie jechał na jego motorze? Albo, co gorsza, już to zrobił?.. Jak rażony prądem wybiegam z pokoju i pędzę do salonu, gdzie zastaję swoją rodzicielkę.
- Mamoo! - wołam. - Zrobiłem coś bardzo głupiego...
  Przez łzy opowiadam jej o wszystkim, co czuję do Katsui i co zrobiłem.

[ Shoya ] Gdzie on jest?.. Gdzie mój skarb?.. Koichi... Gdzie jesteś, najdroższy?.. Nigdzie go nie widzę. Leżę na plecach i rozglądam się za swoim chłopakiem. Plecak zamortyzował mój upadek, lecz jego nie miało co ochronić. Oby nie upadł zbyt pechowo... Nie przeżyłbym bez niego.
  Po omacku wyjmuję ze spodni popękany telefon i dzwonię na pogotowie.

  Nie wiem, ile czasu minęło, bo bateria się rozładowała. Nie mam pojęcia, jak długo już czekam. Ale w końcu przyjeżdżają.
- Gdzie jest Koichi-chan?.. - pytam, kiedy podchodzi do mnie jeden z sanitariuszy.
- Koledzy już się nim zajmują - odpowiada. - Po Ciebie już jedzie druga karetka.
  Mężczyzna bada mnie. Okazuje się, że jestem dość mocno poobijany i mam złamaną lewą nogę. Rekonwalescencja zapewne będzie długa, ale przynajmniej żyję. OBOJE żyjemy.

                                         THE END

~~~
Właściwie to myślałam, że krótszy ten rozdział będzie.
W przygotowaniu już jest yo-ka x Shoya dla Rukisiowej Kotałki i Kity. Wybaczcie, że tak za jednym zamachem, ale skoro obie chciałyście... (@_@)

czwartek, 11 czerwca 2015

| 010 | "We're sharing everlasting pain" cz. II

O jeny, jak ja długo nic nie wrzucałam! Przepraszam. Mam nadzieję, że nie będziecie rozczarowane tym, co przeczytacie.
Niestety nie mogłam odnaleźć w czeluściach mojego telefonu zdjęć, które chciałam wam pokazać. ;;
~~~
Gatunek: yaoi
Ostrzeżenia: zbyt dużo, żeby wymieniać
Beta: ---
~~~
[ Cazqui ] Przesuwam ręką po udzie Natsu, a on wzdryga się. Cudzy lęk sprawia mi taką radość. Liżę ucho chłopaka i jednocześnie ściągam z niego spodnie. Szybko obracam go twarzą do ściany.
- Bluzka... - mówi ledwie słyszalnie. - Nie chcę wracać brudny...
  Uśmiecham się i jednym, szybkim ruchem wchodzę w niego. Z jego ust wydobywa się podniecający jęk bólu. Wzdycham z rozkoszy.
  Pieprzę go brutalnie i beznamiętnie; nie przejmuję się, że to mój kolega z zespołu i jutro będę musiał z nim przebywać. Kurwa to kurwa. Po co się cackać?

[ Natsu ] Miałem go za przyjaciela. Znamy się od dzieciństwa. Widzę, jak traktuje Daichiego, ale nie sądziłem, że skrzywdzi też mnie.
  Płaczę z bólu i rozczarowania. Na moim ciele tworzą się czarne i czerwone ślady.
  Cazqui zabija mnie. Od środka. Z premedytacją. Chcę wykrwawić się na śmierć. Co mi z ciała, skoro dusza fragment po fragmencie rozpada się, przestaje istnieć?
  Jasnowłosy szybko się we mnie porusza; nawet klienci, którzy są dla mnie obcy, traktują mnie delikatniej. Słyszę jego sapnięcia i westchnienia. Rzygać mi się od tego chce. To obrzydliwe.
  Dochodzi z głośnym stękiem. Zabiera swojego penisa z mojego wnętrza, doprowadza się do porządku i wychodzi.
  Zostaję sam - z rozmazanym makijażem i krwawiącym odbytem oraz nogami polepionymi spermą "przyjaciela". Kładę dłonie na ścianie. Otępiony, widząc wszystko jakby przez mgłę, wpatruję się w drzwi, Powoli osuwam się na kolana, usiłując rozryć ścianę niedowładnymi palcami. Upadam na bok, przy czym rozbijam sobie głowę. Czy to upragniony koniec?

[ Masa ] Moich uszu dochodzi pukanie do drzwi. Po otworzeniu ich dostrzegam kryminalną mordę Cazquia.
- Co chcesz? - pytam.
- Wiedziałeś. Że Natsu. To. Kurwa? - odpowiada mi roześmiany.
- Co Ty pieprzysz?.. Weź w ogóle wyjdź; widać, że jesteś naćpany.
  Cóż, nie od dziś wiem, że jest narkomanem. Koka, amfa. A pomyśleć, że zaczynał od oranżadek w proszku i odświeżaczy powietrza.
- Ale ja prawdę mówię! Byłem w jego burdelu i poużywałem trochę!
- Uprawiałeś. Seks. Z Natsu?! - warczę przez zaciśnięte zęby i łapię blondyna jedną ręką za płaszcz.
- Nie jestem pewien, czy można to tak nazwać - chichocze.
  Wkurwił mnie, więc sprzedaję mu mocnego liścia.
- Gdzie to jest?
- Co?..
- Nie udawaj durnia! - potrząsam nim. - O ten burdel mi chodzi!
- Etoo... Gdzieś w Shinjuku... Już nie pamiętam ulicy.
  Rzucam go na podłogę.
- Czekaj tu.
  Idę do salonu i wracam z kluczami.
- Jedziesz ze mną. Wstawaj.
  Cazqui leniwie się podnosi. Wychodzimy i zamykam za nami drzwi.

[ Hiro ] Czuć przy sobie jego ciepło - najcudowniejsze uczucie na świecie.
  Siedzimy w ciszy. Twarz przytulona do twarzy, ciało przy ciele. Chcę tak zostać na wieczność.
- Kocham Cię. - O nie. Nienienienie. Jak mogłem to powiedzieć.
  Ku mojemu zdziwieniu nie odpycha mnie, ani nie zaczyna się śmiać - zamiast tego cicho odpowiada:
- Ja Ciebie też kocham, Hiro-chan.

[ Masa ] Po dotarciu do miejsca wskazanego przez Cazquia, pytam się o Natsu i, goniony przez ochronę, biegnę do pokoju, w którym pracuje. To, co widzę, sprawia, że serce pęka mi na drobne kawałeczki.
  Na podłodze koło ogromnego łóżka leży nasz perkusista z ciałem od pasa w dół i głową we krwi. Z mojego gardła wydziera się przeraźliwy krzyk rozpaczy.
- NATSUUU!
  Podbiegam do niego i odgarniam mu z czoła lepkie włosy. Czuję, że jest jeszcze ciepły.
- Niech ktoś szybko zadzwoni po pogotowie - mówię, patrząc się na postawnych ochroniarzy. - Błagam...
  Łzy kapią na moje drżące palce.* Tylko nie on... Kocham Natsu już od jakiś dwóch lat. Na początku nie chciałem dopuścić tego do świadomości, ale w końcu zaakceptowałem fakt, że kobiety przestały mnie pociągać. Nigdy nawet nie podejrzewałem, że kiedykolwiek będę gejem. Nie chciałem tego. Takim jak ja trudno się żyje w Japonii.
  Szef ochrony w końcu wyciąga telefon i dzwoni po karetkę. Kiedy zawstydzony mówi, gdzie doszło do nieszczęścia, jego bujne wąsy** dziwnie się poruszają.
  Pomoc przyjeżdża bardzo szybko. Zabierają mojego ukochanego na noszach. Boję się zostawić go, ale wiem, że nie mogę z nim pojechać. Przebiegam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, aby powiedzieć Cazquiowi, że jadę do szpitala, a o ma wrócić taksówką do siebie, lecz nigdzie go nie dostrzegam. Postanawiam go olać, bo w takiej sytuacji nie ma co się przejmować wariatem.
  Wychodzę z tego przeklętego miejsca i wsiadam do auta. Po odpaleniu silnika kieruję się do najbliższego szpitala. W rejestracji pytam o Natsu, a recepcjonistka w średnim wieku pyta, kim dla niego jestem; nie mam pewności, co odpowiedzieć, więc mówię:
- Bardzo bliskim przyjacielem.
- Dobry przyjaciel jest jak brat. - Kobieta uśmiecha się ciepło. - Pan Watari Natsuki*** leży w sali numer 15. Prosto i w prawo. To drzwi na końcu korytarza.
- Dziękuję bardzo. Jestem dozgonnie wdzięczny. Czy lekarze pozwolą mi do niego wejść?
- Tak, myślę, że tak. To mu teraz potrzebne.
- Ponownie bardzo dziękuję.
  Idę pod wskazane przez recepcjonistkę drzwi. Przypominam sobie, że Daichi i Hiro nic nie wiedzą, więc piszę do wokalisty SMS-a; Daichi i tak miał u niego być.
Natsu jest w szpitalu. To poważne, więc będziemy musieli wziąć nagłe urlopy. Będę wdzięczny, jeśli zatroszczycie się o nasz sprzęt z sali prób. Dziękuję. :*
  Wyłączam telefon i otwieram drzwi, Widzę podłączonego do kroplówki i licznej aparatury drobnego chłopaka. Nadal jest blady, ale już przytomny. Patrzy na mnie zbłąkanym wzrokiem.
  Nigdzie nie ma lekarzy, ani pielęgniarek. Jesteśmy sami.
- Skoro tu jesteś, zapewne wiesz, co się stało...
   Siadam na krześle po lewej stronie szpitalnego łóżka. Stąd już widzę, że oczy Natsu są zaszklone, smutne.
- Mniej-więcej.
- Powiedz, ile.
  Więc mówię mu, Opowiadam, jak naćpany Cazqui przyszedł do mnie i, śmiejąc się, powiedział, co zrobił, o tym, jak siedziałem nad nim, nad jego zakrwawionym ciałem, a jego oprawca gdzieś zniknął. Nie wspominam, że płakałem i krzyczałem.
- Przepraszam, że sprawiłem Ci taki kłopot.
  Nie zastanawiając się nawet chwili, całuję go w czoło.
- Masa...- szepcze.

[ Daichi ] Do Hiro przychodzi SMS i całą romantyczną atmosferę diabli biorą.
- To od Masy - mówi mój ukochany. - Coś się stało Natsu i prosi, abyśmy zajęli się ich sprzętem. Musimy też wziąć urlopy...
- Przecież moglibyśmy znaleźć kogoś, kto tymczasowo zastąpiłby Natsu...
- No tak... Ale Masa... chyba chce się nim zająć.
- Och... Rozumiem.
  Ale Masa jest zbyt hetero... Basista od zawsze wygląda mi na stuprocentowego samca, który chciałby kiedyś bachory niańczyć i swoją kobietę rozpieszczać. On i Natsu... Jestem w szoku. A jednak się mylę. W sumie... to kto by pomyślał, że ja i Hiro też - w końcu jesteśmy, w towarzystwie, ale jednak, zupełnie różni.
- To jak? - pyta mnie. - Jedziemy do wytwórni?
- Uhm, tak.
  Hiro wstaje i podaje mi rękę.
- Chodź, skarbie.
  Podaję mu dłoń. Jestem pod wrażeniem tego, jak słodko się wyraził.

[ Hiro ] Przez pierwsze piętnaście minut jedziemy w ciszy. W końcu przemagam się; po szybkim zerknięciu na Daichiego, pytam się go, czy możemy porozmawiać.
- Oczywiście, a o czym? - mówi swoim słodkim, nieco kobiecym głosem.
- O nas.
  Chwilowo słychać jedynie burczenie silnika i cicho grające radio.
- Nie chcesz mnie - słyszę w jego głosie wyraźne przygnębienie.
- Nie chcę? - prycham. - Ja Cię pragnę!
  Chłopak ponownie milczy przez dłuższą chwilę.
- Pokaż mi to.
- Co?
- Pokaż mi, jak bardzo mnie pragniesz.
- Nie będę się z Tobą kochał w samochodzie.
  Kątem oka zauważam, że wpatrzonemu w bliżej nieokreślony punkt Daichiemu ze zdziwienia lekko otwarły się usta.
  Więcej nic nie mówię.

[ Natsu ] Masa jest przecudowny. Kiedy rozmawiamy, gładzi mnie po grzbiecie dłoni, całuje po palcach i wpatruje się głęboko w moje oczy. Czuję się prawdziwie kochany.
  Czułem coś do Cazquia, ale swoim czynem wszystko przekreślił, Teraz skupię się na Masie, bo to jego powinienem kochać.

[ Daichi ] Kiedy wysiadamy przed wytwórnią, nadal jestem w szoku. Hiro wyraźnie dał mi do zrozumienia, że go pociągam. Wow.
  Tępo patrzę się w dal. Długowłosy obejmuje mnie od tyłu i całuje w policzek.
- Idziemy? - pyta wesoło.
- Emm... Tak, jasne.
  Zmierzamy w kierunku drzwi; on - nadal mnie obejmując, a ja - z luźno zwieszonymi rękoma, Czy to bezuczuciowe? Być może z czyjegoś punktu widzenia tak. Ale ja po prostu jestem zdezorientowany tym wszystkim.
  Dopiero przy samych drzwiach zatrzymuję wokalistę, mówiąc:
- Hiro, poczekaj.
  Zatrzymujemy się. Popycham go na ścianę i delikatnie muskam jego usta swoimi, lecz on nie chce na tym poprzestać. Łapie mnie za biodra i wpycha język pomiędzy moje wargi. Całujemy się intensywnie, z pasją - to najlepszy pocałunek w całym moim dotychczasowym życiu.

[ Hiro ] Właśnie skończyliśmy zabezpieczać perkusję przed kurzem.
- Kochanie, idę do łazienki, żeby poprawić makijaż.
- Dobrze.
  Wychodzi, a ja siadam na podłodze. W ciszy myślę o tym, jakim jestem szczęściarzem.

  Daichi długo nie wraca. Coś za długo
  Wstaję i idę do łazienki. To, co widzę, wprawia mnie w osłupienie.

[ Daichi ] Cazqui szybko wpycha mi do buzi i wyciąga swojego penisa, który jest sporych rozmiarów. Niespodziewanie drzwi otwierają się i staje w nich nikt inny jak... Hiro. W tym samym momencie jasnowłosy dochodzi obficie prosto do mojej buzi. Dławię się i pluję jego spermą.
  Wokalista podchodzi do niego i mocno uderza mu z pięści w twarz, Z nosa gitarzysty leci mnóstwo krwi.
- Trzymaj swojego chuja z dala od mojego Daichiego, bo Ci go oderwę, rozumiesz?!
  Z nerwów z trudem oddycham; ze świstem wciągam powietrze przez buzię. Hiro klęka obok i mnie przytula.
- Spokojnie, skarbie. Spokojnie.



                                 THE END



~~~
* "Łzy kapią na moje drżące palce." - fragment piosenki "SIRIUS" zespołu DIAURA.
** Wyobraźcie sobie tego pana:



























czyli Valentina z DISREIGN jako ochroniarza w burdelu. XDD
*** Watari Natsuki - wymyślone przeze mnie nazwisko i imię Natsu,
~~~
Miały być z tego rozdziału dwie części, ale wyszła jedna, bo za krótkie by było. ;;