*dwa miesiące później*
Na palcach wchodzę do domu z nadzieją, że rodzice są u siebie. Niestety. Przeliczyłem się.
- Gdzie Ty się znowu podziewałeś, gnoju? - od razu drze się matka.
- Gdzieś - odpowiadam jej beznamiętnie, zmierzając w kierunku schodów.
- Chodź do mnie natychmiast!
Nie zatrzymując się ani nie oglądając za siebie, pokazuję jej środkowy palec. Szybko wchodzę po stopniach. Podchodzę do swoich drzwi i otwieram je kluczem, a po wejściu ponownie je zamykam. Siadam przy toaletce, kładąc na niej klucz, a obok opieram torby. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Odgarniam grzywkę lekko na bok. Wyglądam tak... zwyczajnie. Dziś jest nasza trzecia randka, więc chciałbym go jakoś zaskoczyć. Wzdycham ciężko. Wyciągam z opakowanie chusteczkę do demakijażu i zmywam z ust krwisto czerwoną szminkę. Biorę następną chusteczkę i zmywam nią tusz do rzęs oraz cienie z powiek i brwi. Trzecią chusteczką pozbywam się podkładu. Odkręcam kuleczkę od labretu, wyciągam go i wkładam do szkatułki na biżuterię. Palcem delikatnie unoszę dolną wargę do góry, aby obejrzeć dziurkę pozostałą po kolczyku. Patrząc prze siebie, przekrzywiam głowę na prawo, a następnie na lewo. Niespecjalnie wydepilowane, rzadkie brwi, krótkie i niezbyt gęste rzęsy, zmarszczki mimiczne przy zewnętrznych kącikach naturalnie podkrążonych i podpuchniętych oczu oraz pomiędzy kącikami dużych gładkich ust a brzegami ładnego prostego nosa, kilka przebarwień na twarzy, pieprzyk przy zewnętrznym kąciku lewego oka, niesamowicie gładkie, lśniące, aktualnie nieco poczochrane włosy. A więc to tak wyglądam bez żadnych poprawek - jak przeciętniak z bliznami po pryszczach.
Już odkąd zacząłem dorastać, nie lubię przeglądać się w lustrze, nie lubię nawet w nie zerkać. Nawet kiedy się maluję, nie patrzę w lustro; po prostu nie lubię siebie. Dziś nastąpił przełom; zrobiłem to, spojrzałem na swoje odbicie. Nie jestem zadowolony z tego, co widzę, ale chcę, żeby Yoshiatsu mnie takiego zobaczył, żeby poczuł się... wyjątkowy.
Próbuję się uśmiechnąć, lecz udaje mi się jedynie lekko unieść kąciki ust. Zdecydowanie nie jest to przekonujące, a Yoshiatsu mówił, że chciałby zobaczyć mój szczery uśmiech...
Wstaję. Stojąc przed dużym lustrem, rozbieram się do naga. Patrzę na przód, obracam się najpierw jednym bokiem, później drugim, potem odwracam się tyłek i zerkam sobie przez bark. Obracając się tak, unoszę swoje genitalia, rozchylam pośladki. Dokładnie przypatruję się każdemu milimetrowi swojego ciała. Idę do garderoby. Kiedy znajduję szlafrok, zakładam go i kieruję się z powrotem do toaletki. Z jednej z toreb wyjmuję krem do depilacji, służące do tych samych celów plastry z woskiem i paczkę maszynek do golenia, po czym biorę do ręki klucz. Otwieram drzwi, wychodzę z pokoju i ponownie je zamykam, a srebrny przedmiot wrzucam do kieszeni.
Wchodzę do łazienki, a następnie przekręcam zamek. Ściągam szlafrok i zawieszam go na małym białym haczyku przy prysznicu. Trzymając kosmetyki w dłoni, wchodzę do kabiny. Kładę rzeczy na swojej półeczce, po czym zasuwam drzwi. Namydlam swoje pachy i biorę maszynkę. Powoli pozbywam się odrastających włosków. Ogolone pachy przemywam wodą, płuczę maszynkę i odkładam ją. Wyciągam z opakowania tubkę z kremem, otwieram ją i wyciskam sporą ilość na dłoń. Dokładnie rozsmarowuję to w okolicach intymnych, przygryzając przy tym dolną wargę, aby lepiej się skupić. Zgodnie z instrukcję czekam kilka minut, żeby substancja zaschła; czuję jakbym drętwiał... Po upływie wyznaczonego czasu dołączoną szpatułką zdrapuję krem, a wraz z nim wszystkie włosy. Starannie przyklejam do lewej łydki plaster z woskiem. Odrywam go szybko, płacząc przy tym z bólu.
- Kurwa mać... - jęczę boleśnie. - Trzeba było użyć kremu tak jak zawsze...
Z trudem przekonuję się, aby kontynuować. Plaster po plastrze i w końcu kończę depilować obie nogi. Wzdycham ciężko z ulgi. To było straszne... Nigdy więcej...
Pukam głośno, a po chwili drzwi zaczynają się powoli otwierać. Moim oczom ukazuje się Katsumi w zbyt dużym czerwonym jedwabnym szlafroczku z czarnymi lamówkami, który rozchyla się tak, że widać mu niemal całą klatę piersiową; prawy sutek nieśmiało wygląda zza materiału, aż się prosi, żeby go polizać. Z trudem powstrzymuję swoje zapędy.
- Wejdź - mówi chłopak, pochylając się przy tym, dzięki czemu na wolność wydostaje się również lewy sutek.
Wchodzę, głośno przełykając ślinę, a on zamyka za mną drzwi na klucz. W półmroku z trudem zauważam, że nie użył dziś makijażu, że nie ma kolczyka pod wargą i starannie ułożonych włosów, a okulary zapewne zostały zastąpione soczewkami. Wygląda dziś tak... inaczej, delikatniej. Uśmiecham się szelmowsko pod nosem. Kilka metrów dalej zauważam pięknie nakryty stół, na którym święci się mnóstwo zapachowych świeczek ustawionych w okrąg; całość prezentuje się przepięknie, ale Katsumi... Katsumi odwraca moją uwagę...
Podchodzę do niego i splatam nasze palce. Pochylam się nad jego uchem i szepczę:
- Kolacja może poczekać... prawda?..
Czuję, jak drży pod wpływem mojego głosu. Nic nie mówi, po prostu kiwa głową na potwierdzenie. Puszczam jedną z jego dłoni i powoli ruszam do jego sypialni. Kiedy idziemy po schodach, kątem oka spoglądam na niego; ma zwieszoną głowę i rumieńce na policzkach. Po chwili wchodzimy do pokoju. Wolną ręką włączam światło. Drzwi zostawiamy otwarte. Podchodzimy do łóżka. Puszczam dłoń nastolatka, a obie swoje kładę na jego klatce piersiowej, zmuszając go, aby usiadł, a następnie położył się. Ze stoickim spokojem patrząc się w jego rozbiegane oczy, guzik po guziku rozpinam swoją jeansową koszulę, aż w końcu zrzucam ją na ziemię. Z szerokim uśmiechem na twarzy rozpinam spodnie z ciemnego jeansu. Katsumi coraz szybciej oddycha, przez usta. Ściągam brwi w zamyśleniu. Po chwili szybkim ruchem zsuwam z siebie spodnie i wychodzę z nich. Zauważam, że chłopak uważnie przypatruje się mojemu kroczu, więc gestem ręki pokazuję mu aby usiadł, a on posłusznie to robi. Łapię go za nadgarstki i ostrożnie kładę na swoich biodrach. Nastolatek spogląda na mnie niepewnie, wkładając kciuki za gumkę obcisłych czarnych bokserek. Przytakuję głową. Serce szybko mi bije, lecz staram się tego nie zdradzić. Moje majtki są zsuwane bardzo powoli, a wraz z nimi sunie w dół również mięciutki języczek mojego kochanka. Rozchylam wargi, kiedy dotyka główki mojego penisa. W końcu materiał opada z mojego ciała. Chłopak bierze mojego członka w dłoń i szeroko otwiera buzię. Odginam jego palce.
- Nie.
Delikatnie ponownie zmuszam go, aby się położył. W skupieniu rozsuwam jego nogi. Zerkam na niego. Obserwuje mnie, dolna warga mu drży, policzki są czerwonawe. Klękam między jego nogami, rozwiązuję szlafroczek. Rozsuwam materiał na boki i rozdziawiam buzię z zachwytu. Jest filigranowy, widać mu dokładnie wszystkie kości, ma ładny, kształtny pępek, jego penis w wzwodzie jest raczej niewiele poniżej średniej, a jego okolice, niewielkie jądra i w ogóle całe ciało chłopaka są idealnie gładkie. Wkładam pod niego lewą rękę i kładę mu na lędźwiach. Unoszę go mocno do góry, a jego ciało bezwładnie wygina się w łuk. Szeroko rozchyla wargi i drżąco zasysa przez nie powietrze. Palcami prawej dłoni ściągam rękawy szlafroka z jego sztywnych rąk. Zabieram dłoń z jego pleców, pozwalając ciału opaść. Do moich uszu dochodzi cichy jęk bólu. Posyłam mu uspokajający uśmiech, lecz moja mina rzednie, kiedy zauważam liczne blizny na przedramionach Katsumiego. Spoglądam na niego pytająco, mam łzy w oczach. Odwraca wzrok, więc pochylam się nad nim i całuję go w nos.
- Będzie dobrze... - szepczę, głaskając go po lewym policzku, a on rumieni się jeszcze bardziej. - Chcesz tego?..
Kiwa głową. Prostuję się, pytając:
- Masz gumki?
Tym razem zaprzecza wystraszony.
- Nie martw się, ja mam.
- Poczekaj. Muszę... - mówi, podnosząc się.
- Lewatywa? - pytam, przez co jego policzki przybierają buraczkową barwę, na co wybucham śmiechem. - Idź - pozwalam mu.
Długo nie wraca, więc idę do łazienki. Zastaję go siedzącego na rozłożonym ręczniku i czytającego instrukcję obsługi irygatora. Wzdycham ciężko, wyciągając do niego rękę.
- Chodź. Jakoś się bez tego obejdziemy.
Zdziwiony podaje mi dłoń. Pomagam mu wstać. Razem wychodzimy z pomieszczenia i wracamy do jego sypialni. Podchodzimy do łóżka. Zrzucam szlafroczek na podłogę. Znów delikatnie zmuszam go, aby się położył. Znów w skupieniu rozsuwam jego nogi. Znów na niego zerkam. A on znów obserwuje mnie z drżącą wargą i czerwonawymi policzkami. Uśmiecham się, siadając przy jego boku. Przygryzam dolną wargę.
- Jak wolisz?
- Uhm... - rumieni się jeszcze bardziej. - Od tyłu...
Obracam go na brzuch, a on podnosi się i ustawia odpowiednio, mocno wypinając przy tym zgrabny tyłek. Oblizując usta, wyciągam ze swoich spodni małe opakowanie, po czym klękam między jego nogami i otwieram je. Czuję, jak moje przyrodzenie sztywnieje, więc zakładam na nie mocno nawilżoną gumkę. Chwytam penisa w dłoń i nakierowuję na dziurkę chłopaka. Po chwili obie dłonie kładę na jego biodrach. Jednym szybkim ruchem wbijam się w niego. Głośno krzyczy.
- Przepraszam... Powiedz, kiedy będziesz gotowy.
Przez około dziesięć minut trwamy nieruchomo; dopiero po upływie tego czasu wypowiada ledwie słyszalne "Już". Poruszam się w nim powolnie, ostrożnie; nie chcę go skrzywdzić. Uspokajająco gładzę jego delikatną skórę. Po dłuższej chwili zauważam, że się rozluźnia. Spogląda na mnie przez ramię i posyła uśmiech. Odwzajemniam gest, widząc, że jego twarzy nie wykrzywia ból. Kiedy się odwraca, z jego ust zaczynają się wydobywać namiętne pojękiwania, pełne zachwytu westchnienia i ekstatyczne krzyki. Cicho mruczę z rozkoszy. Nie mija pięć minut, a już zaczynają mną targać silne dreszcze. Szybko dochodzę, lecz nie przerywam, aby pozwolić się spełnić również mojemu kochankowi. Staram się długo, ale wygląda na to, że mi się nie uda; chyba nie jestem wystarczająco dobry. Niespodziewanie wzdryga się silnie, jęczy tak głośno i przeciągle, jak jeszcze nigdy nie słyszałem i wygina do tyłu w łuk. Nie tryska spermą, ale myślę, że to było to. Wyraźnie zmęczony pozwala, aby jego ramiona opadły, garbi się nieco. Wychodzę z niego, po czym ściągam prezerwatywę i rzucam ją na podłogę.
- Chodź do mnie natychmiast!
Nie zatrzymując się ani nie oglądając za siebie, pokazuję jej środkowy palec. Szybko wchodzę po stopniach. Podchodzę do swoich drzwi i otwieram je kluczem, a po wejściu ponownie je zamykam. Siadam przy toaletce, kładąc na niej klucz, a obok opieram torby. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Odgarniam grzywkę lekko na bok. Wyglądam tak... zwyczajnie. Dziś jest nasza trzecia randka, więc chciałbym go jakoś zaskoczyć. Wzdycham ciężko. Wyciągam z opakowanie chusteczkę do demakijażu i zmywam z ust krwisto czerwoną szminkę. Biorę następną chusteczkę i zmywam nią tusz do rzęs oraz cienie z powiek i brwi. Trzecią chusteczką pozbywam się podkładu. Odkręcam kuleczkę od labretu, wyciągam go i wkładam do szkatułki na biżuterię. Palcem delikatnie unoszę dolną wargę do góry, aby obejrzeć dziurkę pozostałą po kolczyku. Patrząc prze siebie, przekrzywiam głowę na prawo, a następnie na lewo. Niespecjalnie wydepilowane, rzadkie brwi, krótkie i niezbyt gęste rzęsy, zmarszczki mimiczne przy zewnętrznych kącikach naturalnie podkrążonych i podpuchniętych oczu oraz pomiędzy kącikami dużych gładkich ust a brzegami ładnego prostego nosa, kilka przebarwień na twarzy, pieprzyk przy zewnętrznym kąciku lewego oka, niesamowicie gładkie, lśniące, aktualnie nieco poczochrane włosy. A więc to tak wyglądam bez żadnych poprawek - jak przeciętniak z bliznami po pryszczach.
Już odkąd zacząłem dorastać, nie lubię przeglądać się w lustrze, nie lubię nawet w nie zerkać. Nawet kiedy się maluję, nie patrzę w lustro; po prostu nie lubię siebie. Dziś nastąpił przełom; zrobiłem to, spojrzałem na swoje odbicie. Nie jestem zadowolony z tego, co widzę, ale chcę, żeby Yoshiatsu mnie takiego zobaczył, żeby poczuł się... wyjątkowy.
Próbuję się uśmiechnąć, lecz udaje mi się jedynie lekko unieść kąciki ust. Zdecydowanie nie jest to przekonujące, a Yoshiatsu mówił, że chciałby zobaczyć mój szczery uśmiech...
Wstaję. Stojąc przed dużym lustrem, rozbieram się do naga. Patrzę na przód, obracam się najpierw jednym bokiem, później drugim, potem odwracam się tyłek i zerkam sobie przez bark. Obracając się tak, unoszę swoje genitalia, rozchylam pośladki. Dokładnie przypatruję się każdemu milimetrowi swojego ciała. Idę do garderoby. Kiedy znajduję szlafrok, zakładam go i kieruję się z powrotem do toaletki. Z jednej z toreb wyjmuję krem do depilacji, służące do tych samych celów plastry z woskiem i paczkę maszynek do golenia, po czym biorę do ręki klucz. Otwieram drzwi, wychodzę z pokoju i ponownie je zamykam, a srebrny przedmiot wrzucam do kieszeni.
Wchodzę do łazienki, a następnie przekręcam zamek. Ściągam szlafrok i zawieszam go na małym białym haczyku przy prysznicu. Trzymając kosmetyki w dłoni, wchodzę do kabiny. Kładę rzeczy na swojej półeczce, po czym zasuwam drzwi. Namydlam swoje pachy i biorę maszynkę. Powoli pozbywam się odrastających włosków. Ogolone pachy przemywam wodą, płuczę maszynkę i odkładam ją. Wyciągam z opakowania tubkę z kremem, otwieram ją i wyciskam sporą ilość na dłoń. Dokładnie rozsmarowuję to w okolicach intymnych, przygryzając przy tym dolną wargę, aby lepiej się skupić. Zgodnie z instrukcję czekam kilka minut, żeby substancja zaschła; czuję jakbym drętwiał... Po upływie wyznaczonego czasu dołączoną szpatułką zdrapuję krem, a wraz z nim wszystkie włosy. Starannie przyklejam do lewej łydki plaster z woskiem. Odrywam go szybko, płacząc przy tym z bólu.
- Kurwa mać... - jęczę boleśnie. - Trzeba było użyć kremu tak jak zawsze...
Z trudem przekonuję się, aby kontynuować. Plaster po plastrze i w końcu kończę depilować obie nogi. Wzdycham ciężko z ulgi. To było straszne... Nigdy więcej...
Pukam głośno, a po chwili drzwi zaczynają się powoli otwierać. Moim oczom ukazuje się Katsumi w zbyt dużym czerwonym jedwabnym szlafroczku z czarnymi lamówkami, który rozchyla się tak, że widać mu niemal całą klatę piersiową; prawy sutek nieśmiało wygląda zza materiału, aż się prosi, żeby go polizać. Z trudem powstrzymuję swoje zapędy.
- Wejdź - mówi chłopak, pochylając się przy tym, dzięki czemu na wolność wydostaje się również lewy sutek.
Wchodzę, głośno przełykając ślinę, a on zamyka za mną drzwi na klucz. W półmroku z trudem zauważam, że nie użył dziś makijażu, że nie ma kolczyka pod wargą i starannie ułożonych włosów, a okulary zapewne zostały zastąpione soczewkami. Wygląda dziś tak... inaczej, delikatniej. Uśmiecham się szelmowsko pod nosem. Kilka metrów dalej zauważam pięknie nakryty stół, na którym święci się mnóstwo zapachowych świeczek ustawionych w okrąg; całość prezentuje się przepięknie, ale Katsumi... Katsumi odwraca moją uwagę...
Podchodzę do niego i splatam nasze palce. Pochylam się nad jego uchem i szepczę:
- Kolacja może poczekać... prawda?..
Czuję, jak drży pod wpływem mojego głosu. Nic nie mówi, po prostu kiwa głową na potwierdzenie. Puszczam jedną z jego dłoni i powoli ruszam do jego sypialni. Kiedy idziemy po schodach, kątem oka spoglądam na niego; ma zwieszoną głowę i rumieńce na policzkach. Po chwili wchodzimy do pokoju. Wolną ręką włączam światło. Drzwi zostawiamy otwarte. Podchodzimy do łóżka. Puszczam dłoń nastolatka, a obie swoje kładę na jego klatce piersiowej, zmuszając go, aby usiadł, a następnie położył się. Ze stoickim spokojem patrząc się w jego rozbiegane oczy, guzik po guziku rozpinam swoją jeansową koszulę, aż w końcu zrzucam ją na ziemię. Z szerokim uśmiechem na twarzy rozpinam spodnie z ciemnego jeansu. Katsumi coraz szybciej oddycha, przez usta. Ściągam brwi w zamyśleniu. Po chwili szybkim ruchem zsuwam z siebie spodnie i wychodzę z nich. Zauważam, że chłopak uważnie przypatruje się mojemu kroczu, więc gestem ręki pokazuję mu aby usiadł, a on posłusznie to robi. Łapię go za nadgarstki i ostrożnie kładę na swoich biodrach. Nastolatek spogląda na mnie niepewnie, wkładając kciuki za gumkę obcisłych czarnych bokserek. Przytakuję głową. Serce szybko mi bije, lecz staram się tego nie zdradzić. Moje majtki są zsuwane bardzo powoli, a wraz z nimi sunie w dół również mięciutki języczek mojego kochanka. Rozchylam wargi, kiedy dotyka główki mojego penisa. W końcu materiał opada z mojego ciała. Chłopak bierze mojego członka w dłoń i szeroko otwiera buzię. Odginam jego palce.
- Nie.
Delikatnie ponownie zmuszam go, aby się położył. W skupieniu rozsuwam jego nogi. Zerkam na niego. Obserwuje mnie, dolna warga mu drży, policzki są czerwonawe. Klękam między jego nogami, rozwiązuję szlafroczek. Rozsuwam materiał na boki i rozdziawiam buzię z zachwytu. Jest filigranowy, widać mu dokładnie wszystkie kości, ma ładny, kształtny pępek, jego penis w wzwodzie jest raczej niewiele poniżej średniej, a jego okolice, niewielkie jądra i w ogóle całe ciało chłopaka są idealnie gładkie. Wkładam pod niego lewą rękę i kładę mu na lędźwiach. Unoszę go mocno do góry, a jego ciało bezwładnie wygina się w łuk. Szeroko rozchyla wargi i drżąco zasysa przez nie powietrze. Palcami prawej dłoni ściągam rękawy szlafroka z jego sztywnych rąk. Zabieram dłoń z jego pleców, pozwalając ciału opaść. Do moich uszu dochodzi cichy jęk bólu. Posyłam mu uspokajający uśmiech, lecz moja mina rzednie, kiedy zauważam liczne blizny na przedramionach Katsumiego. Spoglądam na niego pytająco, mam łzy w oczach. Odwraca wzrok, więc pochylam się nad nim i całuję go w nos.
- Będzie dobrze... - szepczę, głaskając go po lewym policzku, a on rumieni się jeszcze bardziej. - Chcesz tego?..
Kiwa głową. Prostuję się, pytając:
- Masz gumki?
Tym razem zaprzecza wystraszony.
- Nie martw się, ja mam.
- Poczekaj. Muszę... - mówi, podnosząc się.
- Lewatywa? - pytam, przez co jego policzki przybierają buraczkową barwę, na co wybucham śmiechem. - Idź - pozwalam mu.
Długo nie wraca, więc idę do łazienki. Zastaję go siedzącego na rozłożonym ręczniku i czytającego instrukcję obsługi irygatora. Wzdycham ciężko, wyciągając do niego rękę.
- Chodź. Jakoś się bez tego obejdziemy.
Zdziwiony podaje mi dłoń. Pomagam mu wstać. Razem wychodzimy z pomieszczenia i wracamy do jego sypialni. Podchodzimy do łóżka. Zrzucam szlafroczek na podłogę. Znów delikatnie zmuszam go, aby się położył. Znów w skupieniu rozsuwam jego nogi. Znów na niego zerkam. A on znów obserwuje mnie z drżącą wargą i czerwonawymi policzkami. Uśmiecham się, siadając przy jego boku. Przygryzam dolną wargę.
- Jak wolisz?
- Uhm... - rumieni się jeszcze bardziej. - Od tyłu...
Obracam go na brzuch, a on podnosi się i ustawia odpowiednio, mocno wypinając przy tym zgrabny tyłek. Oblizując usta, wyciągam ze swoich spodni małe opakowanie, po czym klękam między jego nogami i otwieram je. Czuję, jak moje przyrodzenie sztywnieje, więc zakładam na nie mocno nawilżoną gumkę. Chwytam penisa w dłoń i nakierowuję na dziurkę chłopaka. Po chwili obie dłonie kładę na jego biodrach. Jednym szybkim ruchem wbijam się w niego. Głośno krzyczy.
- Przepraszam... Powiedz, kiedy będziesz gotowy.
Przez około dziesięć minut trwamy nieruchomo; dopiero po upływie tego czasu wypowiada ledwie słyszalne "Już". Poruszam się w nim powolnie, ostrożnie; nie chcę go skrzywdzić. Uspokajająco gładzę jego delikatną skórę. Po dłuższej chwili zauważam, że się rozluźnia. Spogląda na mnie przez ramię i posyła uśmiech. Odwzajemniam gest, widząc, że jego twarzy nie wykrzywia ból. Kiedy się odwraca, z jego ust zaczynają się wydobywać namiętne pojękiwania, pełne zachwytu westchnienia i ekstatyczne krzyki. Cicho mruczę z rozkoszy. Nie mija pięć minut, a już zaczynają mną targać silne dreszcze. Szybko dochodzę, lecz nie przerywam, aby pozwolić się spełnić również mojemu kochankowi. Staram się długo, ale wygląda na to, że mi się nie uda; chyba nie jestem wystarczająco dobry. Niespodziewanie wzdryga się silnie, jęczy tak głośno i przeciągle, jak jeszcze nigdy nie słyszałem i wygina do tyłu w łuk. Nie tryska spermą, ale myślę, że to było to. Wyraźnie zmęczony pozwala, aby jego ramiona opadły, garbi się nieco. Wychodzę z niego, po czym ściągam prezerwatywę i rzucam ją na podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz