- T-tak, jasne.
Odsuwa się i pochyla się jakby mi się kłaniał. Idiotyczne. Wchodzę do środka, a on zamyka za mną drzwi na klucz, po czym bez słowa kieruje się na schody. Idę za nim. Na piętrze otwiera jedne z drzwi, mówiąc:
- Oto moje królestwo.
Rozglądam się po pokoju. Jest na prawdę ładny, z białymi ścianami oraz meblami, lecz wydaje mi się nieco zbyt bezosobowy. Po prawej od drzwi w małej wnęce znajduje się spora toaletka, na której ułożone są kosmetyki, a resztę ściany zajmuje wąskie, lecz wysokie od podłogi aż po sufit lustro. Naprzeciw siebie zauważam niedbale przykryte kołdrą łóżko, na którym znajduje się także wygnieciona poduszka i... moja kurtka. Obok łóżka stoi niewielka szafka nocna, a niej czarny budzik. Po lewej na tej samej ścianie co drzwi do pokoju zauważam rozsuwane drzwi - zapewne do garderoby. Prostopadłą do nich ścianę w całości zajmuje ogromny regał, na którego półkach leżą kolejno: książki, płyty z muzyką, koncertami, filmami, albumy ze zdjęciami i jakieś notatniki, które zapewne są pamiętnikami, zeszyty i książki potrzebne do szkoły. Z chęcią dotknąłbym tych wszystkich przedmiotów, przejrzał zdjęcia. Chciałbym poczuć choć trochę Katsumiego, ale wiem, że nie powinienem.
- Tak właściwie to przyszedłem oddać Ci telefon.
Wyjmuję z kieszeni duży biały telefon i podaję mu, a on przyjmuje go. Biel, wszędzie biel; jak sterylnie. Najdobitniejszym kontrastem, a także jednym z nielicznych jest kurtka, którą pożyczyłem nastolatkowi. Chłopak spogląda najpierw na telefon, a następnie na mnie.
- Jak mnie znalazłeś?
- Kumpel pracuje w policji. Wystarczyło do niego zadzwonić.
- Mhmm. I jesteś tu tylko przez ten telefon?
Zlustrowałem go wzrokiem od góry do dołu.
- Tak, nie będę Ci już przeszkadzał. Weź jakieś leki i prześpij się trochę.
- Mhm. Właściwie to mnie obudziłeś...
- Przepraszam - mówię to z głębi swojego serca, bo na prawdę mi głupio; gdybym wiedział, przyszedłbym jutro.
Katsumi spuścił głowę i lekko przygryzł dolną wargę.
- Nic się nie stało.
Mam ogromną ochotę, aby go przytulić. Nie potrafię się powstrzymać. Podchodzę bardzo blisko niego i nieśmiało obejmuję. Po kilku sekundach umacniam uścisk. Nastolatek powoli podnosi głowę i zadziera ją do góry, aby spojrzeń mi w oczy. Ma rozchylone usta, w jego oczach widzę dezorientację. Odwracam wzrok, po czym odsuwam się.
- Wybacz, ale ja już pójdę.
Wychodzę z pokoju, zbiegam po schodach, a po chwili wypadam na dwór. Głęboko wciągam powietrze przez nos. Podchodzę do samochodu, wsiadam do niego i odjeżdżam.
Dziwnie się czuję. Nie wiem, co myśleć o jego zachowaniu. Nie rozumiem go.
Schodzę na dół, aby zamknąć drzwi, po czym wracam na górę. Ściągam okulary i odkładam je na szafkę. Kładę się na łóżku w pozycji embrionalnej, przykrywam po czubek głowy, lecz po chwili odkrywam twarz, ponieważ nie mogę oddychać. Z chęcią umówiłbym się do lekarza, ale jedyne pieniądze, jakimi mógłbym zapłacić za taksówkę i wizytę to te, których zapomniałem oddać Yoshiatsu; czułbym się głupio, wykorzystując je teraz.
Włączam telefon, który nadal trzymam w dłoni i przesuwam kciukiem po ekranie. Wchodzę w kontakty. Jestem zdecydowany zadzwonić do matki zapisanej jako Yuki, lecz pod drodze zauważam nowy kontakt... Yoshiatsu; wygląda na to, że pozwolił sobie zapisać mi swój numer. Nie zastanawiając się dłużej, piszę do niego:
Zapomniałem oddać Ci pieniędzy. Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym pojechał za nie do lekarza?
Odpisuje mi bardzo szybko i krótko.
Oczywiście, że nie.
Uff. Dziękuję.
Dlaczego miałbym Ci nie pozwolić? Nie wyglądasz zbyt dobrze... A może sam Cię zawiozę? Nie odjechałem daleko, mogę zawrócić.
Co za kochany człowiek. Rozsądek podpowiada mi, żebym się zgodził, więc zgadzam się.
Ojejku, to opowiadanie jest takie urocze. *.*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. :3
Oni się tak czają na siebie, jak mój kot na kawałek papieru zgniecionego w kuleczkę... Nie wiem, czy to dobre porównanie... Nazywamy go wtedy czajnikiem. ^^" Dobra, to co piszę robi się coraz dziwniejsze. xD Za dużo dzisiaj rysowałam i wszystko mnie boli. ;;
Czekam na ciąg dalszy. :)